środa, 31 lipca 2013

33. Richard Mason "Świat Suzie Wong"


Najmocniej przepraszam wszystkich za moją tygodniową nieobecność. Wróciłam, choć nie powiem, że jestem wypoczęta, a wręcz odwrotnie. Po tygodniowym urlopie, który spędziłam w górach, jestem padnięta. Moi kochani chłopcy zadbali o to, żebym się nie nudziła. Długie wędrówki górskie, 10 km. spływ kajakiem, zwiedzanie zamków, kościołów i inne liczne atrakcje, a także ograniczony dostępu do internetu, spowodowały, że nie miałam możliwości odwiedzania Waszych blogów. Postaram się jak najszybciej nadrobić swoje zaległości i przeczytać Wasze nowe recenzje. Podczas wyjazdu przeczytałam tylko jedna książkę "Świat Suzie Wong", o której napiszę teraz słów kilka.






Richard Mason, brytyjski pisarz i scenarzysta. W czasie wojny, jako oficer RAF-u służył w Birmie i Indiach. Później wiele podróżował, między innymi po Afryce i Dalekim Wschodzie, którym był zafascynowany. Dorobek Masona obejmuje dwie powieści wydane pod pseudonimem John Lakin, oraz cztery pod własnym nazwiskiem. Najbardziej znaną książką pisarz jest „Świat Suzie Wong” Opublikowana w 1957 roku doczekała się przekładów na kilkanaście języków, milionów sprzedanych egzemplarzy i adaptacji teatralnej na Broadwayu. W 1960 roku, powstała jej wersja filmowa z Williamem Holdenem i Nancy Kwan w rolach głównych.




Robert Lomax, niespokojny, młody, poszukujący swego miejsca na ziemi, wyrusza na Malaje, na plantację kauczuku, gdzie czeka na niego posada asystenta zarządcy plantacji. Początkowa fascynacja nowym miejscem pobytu szybko gaśnie. „Dni mu się niemiłosiernie dłużyły, wieczory ciągnęły w nieskończoność” a szef nie kazał zadawać się z tutejszymi dziewczynami, dlatego Robert zaczął malować. Wcześniej rysował jedynie podczas zajęć z plastyki, kiedy uczęszczał do szkoły, jednak nigdy nie sprawiało mu to przyjemności. Swoje prace wysyła do londyńskiej galerii, nie oczekując, że osiągnie jakikolwiek sukces, ale mimo to pragnie malować i doskonalić swój talent. Wystarczyła mała pogawędka z jednym z pracowników plantacji, który twierdził, że Hongkong, to prawdziwe Chiny, i że tam należy szukać inspiracji do tworzenia obrazów. Robert nie namyślając się długo, podziękował za pracę i udał się do Hongkongu, gdzie zamieszkał w dzielnicy brudu, biedy, hałasu-Wanchai, w hotelu Nam-Kok. Tutaj stałymi gośćmi byli marynarze z całego świata, szukający uciechy w ramionach chińskich prostytutek.

Lomax staje się dokładnym, wnikliwym obserwatorem, zafascynowanym innym światem. Znakomicie odnajduje się w nowych warunkach, co dodaje mu sił twórczych. Zaczyna malować. W międzyczasie poznaje dokładnie życie i problemy okolicznych mieszkańców, sklepikarzy, obsługi hotelowej, a przede wszystkim prostytutek. Jedna z nich wywołuje na nim piorunujące wrażenie. Suzie, która miała niesamowite wzięcie u mężczyzn, czym niestety nie wzbudzała sympatii koleżanek.
Pyszniła się swoim powodzeniem, zadzierała nosa, widziała tylko siebie, stroiła się wyzywająco i obwieszała biżuterią, jak bożonarodzeniowa choinka. Tolerowano ją tylko dlatego, że właściwie była jeszcze dzieckiem-miała zaledwie siedemnaście lat”
Suzie staje się dla Roberta  natchnieniem. Początkowa przyjaźń i wzajemna pomoc, szybko przeradzają się w głębsze uczucie ze strony mężczyzny. Robert pragnie jej pokazać, że można żyć w inny sposób, mając jednego ukochanego, który będzie ją szanował i dbał o nią. Czy Suzie będzie chciała zmienić się i swój styl życia? Czy zapomni o swojej przeszłości i pokocha Roberta? Czy Robert będzie na tyle silny, żeby walczyć o miłość dziewczyny?

Powieść „Świat Suzie Wong” Richard Mason napisał na podstawie własnych obserwacji. Autor podobnie jak bohater książki udał się do Hongkongu w poszukiwaniu natchnienia. Tam wynajął pokój w poleconym mu przez znajomego, portowym hotelu Luk Kwok, który był „terenem łowieckim miejscowych prostytutek” Nie świadomy tego w jakim znalazł się miejscu, schodząc rano na śniadanie zobaczył ogrom kobiet w barze. Wtedy dotarło do niego, że wynajął pokój w burdelu.
Ogarnął mnie zachwyt” tak wspomina tę chwile autor. „Wcześniej niczego nie podejrzewałem, byłem przekonany, że to zwyczajny hotel. Mam talent! Wiedziałem już o czym będzie moja następna książka”
Mason pisał książkę cztery miesiące. Główna bohaterka Suzie, była zlepkiem kilku obserwowanych przez autora dziewcząt. Mason był niesamowitym psychologiem. Umiał słuchać, był dobrym obserwatorem i wyciągał z tego zaskakujące wnioski. To dlatego postacie, które opisywał w swojej powieści są tak bardzo realne. Każda prostytutka, ale także każdy klient, to niesamowita indywidualność. Wszyscy borykają się z jakimiś problemami życiowymi. Klienci szukają ukojenia i zapomnienia w ramionach dziewcząt. Dziewczęta pragną miłości i akceptacji. Mason wspaniale, w bardzo plastyczny sposób, opisuje także Hongkong, tak jak wyglądał w latach pięćdziesiątych. Ciężko nam sobie teraz wyobrazić, że to wspaniale rozwinięte miasto, z niesamowicie wysokimi budynkami, mogło kiedyś wyglądać zupełnie inaczej. Zamieszkiwało je wtedy około dwóch milionów ludzi i to tylko dlatego, że wybuch rewolucji chińskiej sprzyjał napływowi uchodźców, do Hongkongu, który był wtedy jeszcze kolonią brytyjską. Brakowało dla nich miejsc do spania, dlatego często można było ich zobaczyć koczujących na wzgórzach, pod gołym niebem. Brud, ubóstwo, towarzyszyło na każdym kroku. W dodatku częste powodzie przynosiły ogrom zniszczeń i wielką tragedię dla ludzi, którzy tracili  swój cały , niekiedy bardzo mizerny dobytek.
„Świat Suzie Wong” to naprawdę dobra powieść. Powieść o miłości, pragnieniu bliskości drugiej osoby, o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, o tym, że warto przebaczać. Nie skreślajmy innych patrząc na błędy, których dokonali w przeszłości. Powinniśmy dać szansę każdemu, kto o nią prosi...

Okładka: miękka
Ilość stron: 416
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2002
                                                                  Moja ocena:6,5/10

                                            Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                            „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”,"Pod hasłem"
                          „Z półki 2013” , „Trójka e-pik” oraz „Czytamy powieści obyczajowe”

środa, 24 lipca 2013

32. Wacław Holewiński "Opowiem Ci o wolności"



II wojna światowa to okrutne, tragiczne wydarzenie w dziejach ludzkości. Sprawiła, że cały system wartości, jaki do tej pory wypracował człowiek, wszystkie dobra, które zdążył zdobyć legły w gruzach. Przyszłość Polski, przyszłość świata stanęła pod znakiem zapytania. Dobro-zło, radość-cierpienie, życie-śmierć, przestały być odróżniane, stały się pustymi słowami. Jednak nie wszyscy poddawali się. Niektórzy walczyli, nie pozwalali na zniszczenie siebie, na utratę wszelkich wartości. Walczyli, chociaż walka nie była równa.Próbowali choć trochę osłabić nieprzyjaciela i mieli poczucie, że są potrzebni, że ich czyny nie idą na marne.


Wacław Holewiński w swojej nowej powieści „Opowiem Ci o wolności” ukazuje nam losy dwóch początkowo zupełnie sobie obcych dziewczyn, Marii Nachtman i Walentyny Stempkowskiej. We wrześniu 1939 roku wstąpiły do walczącego podziemia, Narodowych Sił Zbrojnych.

Maria pseudonim „Agata” pochodziła z Mińska Mazowieckiego. Była córką inżyniera, pracownika huty szkła, siostrą Jerzyka, również zagorzałego działacza NSZ. Pełniła funkcję łączniczki. Roznosiła meldunki, rozwoziła gazety. Pomagała również w szpitalu, jako wolontariuszka i przyszła pani doktor. Robiła opatrunki, pomagała podczas operacji. Nieoficjalnie, po godzinach wolontariatu leczyła rannych żołnierzy z „leśnych oddziałów”, ukrywających się na melinach.
Wala pseudonim „Platerówna” a później „Żabka”. Urodziła się w Brześciu, skąd jako mała dziewczynka przeprowadziła się do Białegostoku. Była córką architekta, siostrą „Gienia” walczącego również w oddziałach NSZ, kurierką. Roznosiła wiadomości, leki, bandaże.

W 1945 roku dziewczyny przekonane były, że nareszcie są wolne, że całe zło związane z wojną już przeminęło. Chciały zacząć nowe życie. Zapomnieć o głodzie, strachu przed utratą życia. Chciały nareszcie być kochane, założyć rodzinę, mieć dom, dzieci. Ich marzenia były takie banalne.

Niechby było biednie, ale u siebie. Bez polityki, bez ciągłego drżenia o siebie. Dzieci do szkoły, jakiś gar zupy, wszyscy przy stole. Posłuchać muzyki, czasem potańczyć, prezenty na święta, kolędy.”

Niestety „szybko musiały zweryfikować swoje marzenia” Wstąpiły do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, gdzie kontynuowały swoją walkę wobec komunistycznego wroga. Walkę, która zniszczyła im zdrowie, zrujnowała karierę zawodową, życie prywatne...W krótkim czasie obie zostały aresztowane. Przetrzymywane w okrutnych warunkach w aresztach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, ciągle przesłuchiwane, bite, maltretowane, poniżane, torturowane, dzielnie znosiły tę gehennę...

Obie dziewczyny są postaciami autentycznymi. Wychowane w katolickich rodzinach, gdzie miłość i wiara w Boga, a także patriotyzm były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Niestety ich losy, bohaterstwo, nie zostały szczegółowo udokumentowane. Autor odtwarzał życiorysy kobiet na podstawie strzępków informacji dodając od siebie wiele zmyślonych wątków, ale istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że często pokrywają się one z prawdziwą wersją życia Marii i Wali.

Wacław Holewiński swą powieść podzielił na dwa główne działy. Jeden to historia Marii, w drugim mamy opisane życie Walentyny. Każdy z działów ma kilkustronicowe rozdziały opatrzone króciutkim wstępem, napisanym kursywą, umieszczonym w górnym prawym lub lewym rogu książki. Pierwszy raz spotkałam się z tak ciekawym, nowatorskim sposobem pisania. Początkowo nie wiedziałam o co chodzi, czułam się zagubiona, tym bardziej, że każdy wstęp w części opisującej Marię podpisany jest imieniem Wala, a w części opisującej Walentynę, Maria.
Wprowadzenie jest ważne, gdyż zawiera całą puentę, a rozdział stanowi jej rozwinięcie. Bez przeczytania wstępu możemy troszkę się pogubić, gdyż autor nie opisuje dzień po dniu życia bohaterek. Przeskakuje o kilka dni, miesięcy opisując te najważniejsze momenty życia dziewcząt.
W książce nie mamy również przedstawionych dokładnie faktów z wojny, opisów walki, zniszczeń.
O tym czytamy jakby między wierszami, to nie stanowi głównej wartości treści. Autor przede wszystkim skupia swoją uwagę na życiu kobiet, a szczególnie na momentach kiedy dziewczyny są aresztowane i przesłuchiwane. Dlaczego akurat na kobietach, skoro to mężczyźni głównie wydawali rozkazy i grali pierwsze skrzypce w NSZ i NZW? Dlatego, że większość dziennikarzy, autorów poczytnych powieści pomija fakt, że kobiety również z wielkim poświęceniem, odwagą i determinacją podejmowały walkę z wrogiem.

Wszyscy jesteśmy im winni najwyższy podziw. Jak by nie zabrzmiało to patetycznie-bez nich
                                                          Polska byłaby inna”
Po przeczytaniu "Opowiem Ci o wolności" jestem ogromnie wzruszona i nie ukrywam, że były momenty, kiedy łzy pojawiły się na moich polikach. Serce mi drżało, dłonie zaciskały się w pięści, a przez umysł przebiegały myśli "jak można, w tak okrutny sposób traktować drugiego człowieka".
Dowiedziałam się wielu ciekawych faktów dotyczących działalności organizacji NSZ i NZW, bo w latach kiedy uczęszczałam do szkoły, na lekcjach historii nie podejmowało się rozmów na powyższe tematy. Myślę, że każdemu z nas przydałaby się odrobina lekcji historii, a szczególnie tym, którzy podobnie jak ja, nie znali wielu szczegółów dotyczących dziejów „żołnierzy wyklętych” Pamiętajmy o nich, bo przecież większość z nich już nie żyje i jeżeli my nie będziemy przekazywać sobie tych wiadomości z pokolenia na pokolenie, to za kilkadziesiąt lat nikt nie będzie wiedział, o tym, że kobiety również, a może przede wszystkim były dzielne i potrafiły walczyć!!

Okładka: miękka
Ilość stron: 467
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2012
                                                         Moja ocena: 8/10


                                              Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                            „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”
                                     „Z półki 2013” ,  "Czytaj to się opłaca", "Z literą w tle"
                       "Wojna i... literatura"  oraz „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”

piątek, 19 lipca 2013

31. Joseph Conrad "Tajfun"




Z twórczością Josepha Conrada po raz pierwszy spotkałam się jako nastolatka. Wtedy będąc uczennicą liceum przerabiałam lekturę „Lord Jim” Pamiętam, że przeżywałam ogromną mękę czytając tę pozycję i tylko ciągle podglądałam ile stron zostało mi do zakończenia. Po tylu latach zupełnie niespodziewanie powróciłam do twórczości tego autora, tym razem sięgając po „Tajfun”. Niespodziewanie, bo za sprawą wyzwania Trójka e-pik, które wyznacza nam w miesiącu lipcu przeczytanie książki z rozbudowanym wątkiem żywiołu.

„Tajfun” jest opowiadaniem, które Conrad napisał na podstawie prawdziwej historii. Akcja rozgrywa się najprawdopodobniej na początku XX wieku na Morzu Chińskim. Parowiec Nan-Shan wraz z załogą i 200 kulisami chińskimi powracającymi do domu po ciężkiej pracy w kopalni, wypływa z Singapuru i zmierza do Fu-czau. Dowódcą statku jest kapitan Mc Whirr. Mężczyzna, który mając 15 lat uciekł z domu, bo nie chciał pomagać ojcu w prowadzeniu sklepu. Pragnął być wolnym,a wolność kojarzyła mu się z morzem. Dlatego zaciągnął się jako marynarz na jeden ze statków. Był zwykłym, przeciętnym człowiekiem. Opanowanym, spokojnym, małomównym, skromnym, dalekim od zarozumiałości. W oczach innych uchodził wręcz za głupca, dlatego, że rzadko wdawał się w dyskusje. Szybko awansował i został kapitanem. Wszystkie dowodzone przez niego statki stawały się siedliskiem zgody i spokoju. Tajfun, który stanął mu na drodze był wielką próbą w jego morskiej karierze. Mimo,że barometr wskazywał gwałtowne obniżenie się ciśnienia, pierwszy oficer Jukes sugerował obrócenie statku dziobem do fali, a poradniki znajdujące się na pokładzie sugerowały zejście z kursu i unikanie oka cyklonu, kapitan oświadczył:

Sztorm jest tylko sztormem i przyzwoity parowiec musi stawić mu czoło”

Sztorm niestety okazał się o wiele groźniejszy i silniejszy niż myślał kapitan. Mężczyzna został poddany niesamowitej, skrajnie trudnej próbie. Czy przeszedł ją zwycięsko?

„Tajfun” to niesamowite opowiadanie. Zdawałoby się na pierwszy rzut oka , że ot taki sobie krótki utwór o sztormie. Co w tym nadzwyczajnego? A jednak nie! Nie samo morze jest tu najważniejsze, ale to, że niesie ono wiele zagrożeń, wielkie niebezpieczeństwo dla ludzi, którzy w obliczu tragedii, zagrożenia życia, zmuszeni są do podejmowania szybkich i trudnych decyzji. Właśnie podczas sztormu ujawnia się prawdziwy charakter i oblicze kapitana Mc Whirr'a., który nie traci rozumu tylko podejmuje konkretne decyzje. W dodatku wykazuje ogromną troskę o chińskich kulisów, których los nikogo więcej na statku nie obchodzi. Jako dowódca parowca czuje się odpowiedzialny zarówno za załogę, ale również za pasażerów, kimkolwiek oni są.

„Tajfun” mimo trudnej tematyki czyta się bardzo szybko. Nie jest napisany trudnym językiem, nie ma natłoku wyrazów związanych z marynistyką. Narrator jest trzecioosobowy, ale mamy również w treść wplecione urywki listów, które pisze kapitan do żony, a pierwszy oficer do przyjaciela. Wiem, że większość Was raczej nie sięgnie po tę pozycję, ale powiem szczerze, że warto, i że nie żałuję mojego powrotu do twórczości Josepha Conrada i paru chwil spędzonych z „Tajfunem”

Okładka: miękka
Ilość stron: 131
Wydawnictwo: Zielona Sowa
                                                          Moja ocena: 5/10



   
                                              Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                            „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”
                                     „Z półki 2013” , „Trójka E-pik”, "Czytaj to się opłaca"
                                      oraz „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”

środa, 17 lipca 2013

30. Nominacje !!!



Dziękuję bardzo Agnieszce http://agaaa006.blogspot.com/ i Pati http://czytamwiecpisze.blogspot.com , które nominowały mnie do dwóch różnych zabaw. Dziękuję Wam bardzo za to, że o mnie pamiętałyście.



                                             Agnieszka nominowała mnie do "55 "



                 Dziesięć książek, które najbardziej mi się podobały:
                                                            

 1. "Jeździec miedziany"  Paullina Simons
  2. "Tatiana i Aleksander" Paullina Simons
             3. "W najciemniejszym kącie"   Elizabeth Hynes
4.  Trylogia     Henryk Sienkiewicz        
              5."Opowieści niewiernej"  Magdalena Witkiewicz
6. "Florystka"    Katarzyna  Bonda
7. "Dom sióstr" Charlotte Link
8. "Linia  życia"  Jodi Picoult
9. "List w butelce" Nicholas Sparks
10. "Zaginiony w Himalajach"   Jamess Scott, Jeanne  Robertson


Dziesięć książek, które mi się nie podobały:

1. "Niezwykłe uczucie spadania"  Kim Edwards
2."Przepis na łapanie motyli" Ewa Zadara
3."Dom przy plaży" James Patterson,Peter de Jonge
4."Lalka" Bolesław Prus
5."Święte kości" Michael Byrnes
Więcej tytułów nie kojarzę

Osiem blogów, które najczęściej odwiedzam:

Oj, jest ich o wiele więcej, ale skoro osiem, to osiem (kolejność przypadkowa)!



Siedem książek, które chcę przeczytać:

Niestety nie wymienię siedmiu. Musiałabym wymienić 777 i jeszcze byłoby mało !!

Sześć powodów by sięgnąć po książkę:

1. Każdy dzień bez książki, jest dniem straconym!
2. Chcę poznać styl pisania nowego autora.
3. Inni bloggerzy zachwalają, więc muszę ją też przeczytać!
4.Muszę zapomnieć choć na chwilkę o problemach.
5.Lubię ciągle się uczyć, a każda książka w swojej treści ma mi coś nowego, ciekawego do przekazania.
6. Kocham czytać!!!!! 

Pięć  powodów by nie sięgnąć po książkę:

1. Brak wolnego czasu.
2.Choroba dziecka.
3. Ból głowy, lub jakikolwiek inny ból.
4.Ogromne zmęczenie.
5.Praca!!

Cztery miejsca, gdzie najlepiej się czyta:

1. Na leżaku
2. Na tapczanie
3. W samochodzie
4.W sumie to obojętnie gdzie, bylebym mogła czytać!!!

Trzech autorów, na których książki czekasz zawsze za długo:

Nie mam takich.

Dwie dobre ekranizacje:

1. "Zielona mila'
2."Chłopiec w pasiastej piżamie"




              Pati nominowała mnie do "The Versatile Blogger"                



Oto zasady:
1.Podziękować nominującemu bloggerowi u niego na blogu.
2.Pokazać logo "Versatile Blogger" u siebie na blogu.
3.Ujawnić siedem faktów dotyczących samego siebie.
4.Nominować 15 blogów, które na to zasługują.
5.Poinformować autorów nominowanych blogów.


Siedem faktów dotyczących mojej osoby:
1. Jestem "strasznie gruba" ważę aż 53kg, mając 175cm.wzrostu
2. W tym roku minęło 20 lat odkąd pisałam egzamin maturalny (o zgrozo jak ten czas leci !)
3. Za dwa lata mój syn będzie zdawał egzamin maturalny.
4.Jestem estetką.
5.Uwielbiam ciastka, ciasteczka, wafeleczki, cukiereczki itp.
6.Jestem totalnym "antytalenciem artystycznym" tzn. nie umiem ładnie śpiewać i rysować.
7. Oprócz obsesji na punkcie książek, mam obsesję, ale w mniejszym stopniu na punkcie kolczyków.



Do obu zabaw nominuję 15 następujących blogów:


Wiem, że większość z Was pewnie już brała udział w powyższych nominacjach, dlatego nie
poczuję się urażona jeżeli ktoś podziękuje i nie weźmie udziału w zabawie.

poniedziałek, 15 lipca 2013

29. Joanna Kruszewska "Aby do mety"



                                                  
  Kobiety już od dzieciństwa wyobrażają sobie swój ślub, białą sukienkę, kwiaty oraz ukochanego mężczyznę. Uważają, że małżeństwo, to ważny moment w ich życiu, początek czegoś nowego. Po ślubie czują się bardziej bezpieczne, świadome swego związku, odpowiedzialne za coś nowego. Właśnie taką bohaterkę Joanna Kruszewska kreuje w swojej powieści „Aby do mety”. Dziewczynę spragnioną momentu, w którym stanie na ślubnym kobiercu, dotrze nareszcie do mety, którą ma być ślub z jej ukochanym mężczyzną. Czy aby na pewno?!

Mira jest trzydziestoletnią bezrobotną dziewczyną, z wykształcenia historykiem. Z kubkiem kawy, książką pod pachą i laptopem na kolanach z małym zainteresowaniem, nieudolnie poszukuje pracy. Mieszka od kilku lat ze swoim chłopakiem Łukaszem, czekając z niecierpliwością na to, kiedy on  wreszcie jej się oświadczy. Swymi problemami i rozterkami obarcza przyjaciółkę Olę, matkę czworga dzieci, ciepłą, przyjazną, zaradną osobę, oraz Agnieszkę, singielkę poszukującą dobrej partii do ożenku, kobietę twardo stąpająca po ziemi.

Jednak jak to często w życiu bywa, los płata nam figle. Mira spotyka przystojnego sąsiada Michała, który wprowadza zamieszanie w jej myślach i życiu. W dodatku Agnieszka pomaga jej w uzyskaniu pracy, w  korporacji, w której jest grafikiem. Mira ma pracować jako sekretarka prezesa. W pracy spotyka wiele ciekawych osób, a wśród nich grafika Sebastiana. Na domiar tego wszystkiego, w najmniej spodziewanym momencie Łukasz jej się oświadcza.

Życie Miry nabiera rozpędu, staje się ciekawsze i otwiera jej oczy na pewne aspekty małżeństwa.
Dziewczyna zaczyna się poważnie zastanawiać nad swoim zamążpójściem. Chłopak ją coraz bardziej denerwuje. Zadaje sobie pytanie, czy Łukasz to na pewno ten mężczyzna, z którym chce spędzić resztę życia? Jego oczekiwania względem niej denerwują ją. Dlaczego tylko ona ma się starać, sprzątać, gotować, robić zakupy? To ona marzyła o pięknym romantycznym, słodkim związku, o podziale obowiązków, na zasadzie "ja odkurzam, ty zmywasz", a w rzeczywistości wszystko wygląda zupełnie inaczej. W dodatku chciałaby być w centrum zainteresowania Łukasza, który niestety po przyjściu z pracy zauważa jedynie swój fotel ,telewizor i ewentualnie coś do zjedzenia. A gdzie rozmowy na tematy życiowe, gdzie czas na wspólne hobby?

Te wszystkie przemyślenia, a także mężczyźni, których ostatnio Mira spotkała na swojej drodze powodują, że dziewczyna postanawia zmienić swoje życie...

„Aby do mety” jest powieścią obyczajową przy czytaniu, której na pewno nie będziecie się nudzili.
Nie porusza ona żadnych trudnych, odkrywczych tematów, nie zmusza do refleksji, a mimo to zachęcam Was do jej przeczytania. Okraszona dużą dawką humoru, napisana prostym językiem stanowi świetną pozycję, którą można pochłonąć w jeden wieczór. Polecam!

Okładka: miękka
Ilość stron: 236
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2009

                                                       Moja ocena: 8/10


                               Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                          „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”
                           „Z półki 2013” ,"Czytamy powieści obyczajowe",
                                      „W prezencie”, „Trójka E-pik”
                             oraz „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”

sobota, 13 lipca 2013

28. Małgorzata Hayles "Tymczasowa"



Tymczasowa- krótkotrwała, ulotna, przejściowa, przemijająca. Właśnie taka jest sytuacja w jakiej znalazła się Marta, główna bohaterka debiutanckiej powieści Małgorzaty Hayles. Marta tkwi w zawieszeniu, między życiem, które toczy się wokół niej, życiem związanym z wychowaniem dwójki dzieci i pomocą mężowi, a wspomnieniami...

Częste, rzekome nadgodziny w pracy, ukrywanie telefonu komórkowego, unikanie rozmów, liczne delegacje powodują, że Marta domyśla się, że jej mąż Tomek ma kochankę. Cóż z tego, że właśnie zbliżają się jej urodziny a w niedługim czasie mieli świętować z mężem swoją piętnasta rocznicę ślubu, kiedy ich małżeństwo zbliża się ku końcowi. Marta zamyka się w sobie, robi uniki, które mają na celu opóźnić poważną, kończącą ich małżeństwo rozmowę. Zaczyna w myślach analizować swoje całe dotychczasowe życie. Wraca we wspomnieniach do rodzinnego domu, gdzie zawsze panowała napięta atmosfera, w której matka odgrywała pierwsze skrzypce. Ostre słowa, którymi karciła Martę i jej siostrę Dagmarę, miały rzekomo wzmocnić im charakter i zahartować ducha. Tymczasem raniły, sprawiały, że dziewczyny czuły się nieszczęśliwe i często podejmowały pochopne decyzje, których później bardzo żałowały. Marta wyszła za mąż głównie ze względu na zamożność rodziców Tomka, bo to imponowało jej mamie. Dagmara dokonała aborcji, ponieważ mama miała względem niej inne plany. Miała rozwijać artystyczne zdolności, a nie w tak młodym wieku niańczyć dziecko. Dziewczyna po wielu latach przyznaje się do tego, że nie potrafi sobie wybaczyć tego co zrobiła. Uważa to za największą swoją porażkę życiową. Nie potrafi ułożyć sobie życia osobistego, nie umie znaleźć sobie zajęcia, popala ciągle trawkę, która wprowadza ją w radosny stan, ucieczkę, zapomnienie.
Żadna z kobiet tak właściwie nie jest szczęśliwa, nie jest spełniona...


Przychodzi taki moment w życiu, kiedy trzeba odpuścić. Przeszłość zamknąć głęboko do szuflady”


„Tymczasowa” jest rewelacyjną książką. Poruszającą, zmuszającą do przemyśleń, refleksji. Nie jest to książka lekka. Nie sugerujmy się okładką, która i na mnie wywarła wrażenie, że będzie to ot takie sobie letnie czytadło. Czytając tę powieść stajemy się uważnymi obserwatorami przemiany kobiety. Kobiety, która nareszcie chce zawalczyć o siebie. Chce pozbyć się swoich kompleksów, rozwijać się, odnosić sukcesy, a nie czuć się bezwartościową osobą, której mąż musi dawać lekcje dotyczące prasowania koszuli, bo niestety te przez nią wyprasowane nie nadają się do założenia. Nie chce być już, jak o sobie mówi „schludną i nudną patronką gospodyń domowych”, gotującą, sprzątającą, robiącą wszystkim kanapki, będącą na każde zawołanie kurą domową. Ona również ma swoje zainteresowania, pasje. Pisze dialogi, skecze dla kabaretów. W tym kierunku chce się doskonalić.

Postać Marty tym bardziej jest mi bliska, bo wychowywałyśmy się w tych samych czasach. Jej wspomnienia dotyczące czasów, kiedy była nastolatką wywołały u mnie uśmiech na twarzy. Dekatyzowane dżinsy, magnetofon firmy Kasprzak, w który wkładało się taśmę i z uchem przyciśniętym do głośnika radia nasłuchiwało się, kiedy puszczą w eter choć kawałek nowo wylansowanego przeboju. Wtedy trzeba było szybko nacisnąć przycisk rec i nagrać urywek utworu, żeby później delektować nim swoje ucho.
Autorka, mimo że porusza w swojej powieści tak trudny temat, nie stroni również od scen humorystycznych, których głównym bohaterem jest Amerykanin John, partner Dagmary.

Ostatnio byłem w urzędzie załatwić sobie pozwolenie na pobyt czasowy. Skierowali mnie do pana Janka. No to wchodzę do pokoju 412 i pytam: „Czi jezd Panajanka”

„Tymczasowa” to powieść skierowana przede wszystkim do kobiet, ale nie tylko mężatek. Stanowi wspaniałą wskazówkę, że zawsze można zmienić swoje życie na lepsze. Niekoniecznie musimy dochodzić do takiego wniosku w obliczu rozpadającego się związku lub wtedy, gdy mamy masę problemów na głowie. Zastanówmy się na spokojnie ile czasu na co dzień poświęcamy dla siebie? Dlaczego tak mało skoro życie jest krótkie, w dodatku żyje się tylko raz?! Kochane kobietki zacznijmy z niego korzystać póki możemy. Zacznijmy walczyć o swoje marzenia i szczęście!!

Oprawa: miękka
Ilość stron: 288
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2012

                                                           Moja ocena: 9/10


                                      Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                      „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”
                                 „Z półki 2013” ,"Czytamy powieści obyczajowe",
                            „Z literą w tle”, „Pod hasłem”, „W prezencie”
                            oraz „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”




poniedziałek, 8 lipca 2013

27. Olivier Adam "Droga pod wiatr"




Olivier Adam urodził się w 1974 roku w Draveil. Jest autorem wielu znanych i często nagradzanych książek. „Przetrwać zimę” wyróżniono nagrodą Goncourtów, jako najlepszą powieść 2004 roku. „Falezy” wydana w 2005 roku zyskała ogromne uznanie wśród czytelników, a „Pod osłoną nicości” zdobyła nagrodę France Television w 2007 roku.”Droga pod wiatr”to szósta powieść tego autora napisana w 2008 roku. Powieść, która niestety nie zyskała żadnego wyróżnienia, ale jako pierwsza została przetłumaczona na język polski.
Szkoda, że pokuszono się o przetłumaczenie akurat najsłabszego dzieła pana Adama.


Ojciec i matka to dwie najbliższe sobie, ale również dzieciom osoby, które podejmują się trudu ich wychowania, czyli prowadzenia przez lata dzieciństwa, aż do pełnej dojrzałości. Mama otacza dzieci bezwarunkową, wszechogarniającą, nie ustającą miłością. Kocha je zawsze, w każdej sytuacji, bez względu na okoliczności, a dzieci wyczuwają dobroć i miłość płynącą z jej serca. To ona głównie stanowi dla dzieci poczucie bezpieczeństwa w pierwszych latach ich życia, a bezpieczeństwo odgrywa fundamentalną rolę w życiu każdego człowieka, zarówno małego, jak i dorosłego. Poczucie bezpieczeństwa oraz zaspakajanie potrzeb emocjonalnych dzieci, gwarantują ich prawidłowy rozwój, a także umiejętność radzenia sobie w życiu codziennym, zaufanie do świata i innych ludzi.

Czteroletnia Mela i kilka lat od niej starszy Klemens przeżywają koszmar. Ich kochana mama, Sara wychodzi pewnego dnia z domu, do pracy i nie wraca. Trach, w jednym momencie czar pryska, poczucie bezpieczeństwa legło w gruzach, życie stało się szare, ponure bez matczynej opieki, bez możliwości wtulenia się w jej ramiona. Pozostaje pustka, niedosyt, smutek, strach, tęsknota i ciągła niepewność o to kiedy, i czy w ogóle dzieci zobaczą mamę.
Niestety nikt nie wie co się stało. Czyżby Sara miała dość bycia w związku ze swoim mężem Pawłem, próżnym,nieodgadnionym, nerwowym, egocentrycznym osobnikiem, wlewającym w siebie niezliczone ilości alkoholu, mającym częste napady złości i niewiarygodną zdolność do kłócenia się z połową świata? Czy może Sara stała się ofiarą tajemniczego napastnika, gwałciciela i mordercy?
Przecież to niemożliwe, żeby tak kochająca dzieci matka, nie chciała więcej zobaczyć swoje pociechy!! A może jednak, była tak zmęczona życiem z tyranem u boku, że wolała uwolnić się od niego i poświęcić swoją miłość macierzyńską, żeby tylko mieć spokój i uzyskać równowagę psychiczną!
Paweł w celu uzyskania odpowiedzi na powyższe pytania, chcąc przemyśleć swoje postępowanie i być może ułożyć sobie życie na nowo, przenosi się wraz z dziećmi z Paryża do Bretanii. Miejsca gdzie spędził swoje dzieciństwo i poznał Sarę. Tutaj wśród szumu morza,zapachu soli i wodorostów próbuje odzyskać równowagę psychiczną. Pomaga mu w tym brat z żoną, którzy ofiarują mu pomoc w opiekowaniu się dziećmi, a także zatrudniają go w rodzinnej firmie organizującej kursy na prawo jazdy.

Narracja prowadzona jest pierwszoosobowo, z punktu widzenia Pawła. Jego poznajemy najlepiej, on jest najbardziej wyrazistą postacią, ale niestety według mnie niezbyt pozytywną. Często denerwowało mnie jego postępowanie. Zachowywał się nie jak odpowiedzialny ojciec, a żałosny facet, który nagle zostaje sam, skrzywdzony, obarczony dużą ilością nowych, wcześniej nieznanych mu obowiązków, które ogromnie go przytłaczają. Tak, rozumiem, że wcześniej Sara wykonywała sama większość prac w domu i opiekowała się maluszkami, a Paweł nie zwracał na to uwagi, nie starał się jej pomóc i z tego wynika jego teraźniejsza bezradność. Niestety nie usprawiedliwia to jego nieodpowiedzialnego zachowania czyli nagminnego zaglądania do kieliszka i to w jak najbardziej niedozwolonych okolicznościach, jak na przykład podczas sprawowania opieki nad dziećmi, bądź podczas uczenia jazdy samochodem jednej z kursantek.

W całej tej zagmatwanej sytuacji ogromnie żal mi było Meli i Klemensa. Dzieci naprawdę nie umiały odnaleźć si ę w nowej sytuacji, a do tego jeszcze w nowym miejscu zamieszkania. Mela bała się, że mama ich już nie znajdzie, no bo w jaki sposób dowie się, dokąd się przeprowadzili. Dziewczynka często płakała, dusiła się, dostawała ataków astmy. Chłopie reagował w odwrotny sposób. Zamknął się w sobie, rzadko odpowiadał na pytania, najczęściej kiwając głową.

„Droga pod wiatr” to książka, którą czyta się niezmiernie szybko. Język powieści jest niewyszukany i prosty. Autor upiększa treść licznymi, bardzo ciekawymi porównaniami. Oprócz głównego wątku, którym jest zaginięcie Sary, Olivier Adam porusza w swojej powieści kilka bardzo ciekawych tematów, jak na przykład bezpłodność mężczyzny, porzucenie chorej matki przez zapracowane, zajęte swoim życiem dzieci. Szkoda, że te wątki zostały pobieżnie potraktowane, tak jakby miały być przerywnikiem, odskocznią od głównego tematu. Myślę, że gdyby autor skupił bardziej na nich swoją uwagę i ciekawie je rozpracował, powieść zyskałaby  większe grono czytelników. 

„Droga pod wiatr” to powieść o pokonywaniu trudności, o bólu, smutku, tęsknocie, ale również o nadziei, że mimo wszystkich przeciwności życie da się ułożyć od nowa...





                                                                 Moja ocena: 5,5/10

Oprawa: twarda
Ilość stron: 308
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2010


                                      Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                    „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”
                              „Z półki 2013” oraz  "Czytamy powieści obyczajowe"
                       

                                     

poniedziałek, 1 lipca 2013

26. Karolina Wilczyńska "Anielski kokon", Katarzyna Bonda "Florystka" - przeczytane podczas podróży

Moje życie, praca to jak już część z Was wie ciągłe podróże. Dwa do trzech razy w miesiącu nie ma mnie w Polsce przez trzy dni. Nie mam wtedy dostępu do internetu, dlatego też nie wstawiam nowych postów i nie odwiedzam Waszych blogów, za co najmocniej przepraszam. Zawsze po powrocie staram się nadrobić moje zaległości. Czytam Wasze nowe recenzje i wpisuję swój komentarz:)
Dzisiaj wieczorkiem wróciłam z kolejnej podróży podczas której przeczytałam dwie pozycje zaliczające się do czerwcowych wyzwań czytelniczych. Niestety godzina jest już późna, zaczyna się lipiec, a ja jestem zbyt zmęczona, żeby pisać rozległe opinie na temat przeczytanych lektur. Dlatego postanowiłam wstawić w jednym poście dwie krótkie notki.


KAROLINA  WILCZYŃSKA  "ANIELSKI KOKON"


Olga pracuje w jednej z dużych korporacji, poświęcając każdą wolną chwilę na robienie wyliczeń, zestawień itp. Jest najlepszym, ale niestety słabo docenianym pracownikiem  firmy. Na co dzień miła, spokojna dziewczyna, kolekcjonująca figurki aniołków, mająca nadgorliwą mamę i aroganckiego, bogatego chłopaka Gabora. Praca, dom, praca, dom, czasami mały wyskok na party z Gaborem lub przyjaciółką. Tak Oldze mijał dzień za dniem, dopóki pewnego dnia nie odczytała e-maila o nieco zaskakującej treści:
"Zostałaś wybrana, by stać się aniołem"
"Bycie aniołem to nie praca, to powołanie" adresat Ananke.
Początkowo Olga myślała, że to głupi żart, kolegów z pracy, jednak wszystko powoli zaczyna się wyjaśniać...

Olgę od dawna drażniło otaczające ją zło, pycha, fałsz,wzruszały ją nieszczęścia. Nie umiała, a raczej bała się zmienić swoje postępowanie, robić to co dyktowało jej serce. Dopiero Ananke pomógł jej odkryć  prawdziwe powołanie.  Czy Olga rzeczywiście została wybrana i ma misję do wypełnienia, czy raczej z nadmiaru stresu  i pracy wpadła w paranoję?

"Anielski kokon", to powieść ogromnie wzruszająca, którą każdy może zinterpretować na swój sposób. Książka, która zmusza nas do głębokiej refleksji. Ukazuje nam jak jesteśmy otoczeni kokonem, który nie pozwala nam często na robienie dobrych rzeczy, na bycie uczciwym człowiekiem. Na co dzień jesteśmy poddawani wielu pokusom, odnosimy się do innych z pogardą, obgadujemy ich, cieszymy się gdy sąsiadowi zaleje mieszkanie, lub zwolnią go z pracy. Ha, ma za swoje, przecież on kiedyś nakrzyczał na mnie, że źle zaparkowałem. Poza tym jesteśmy zbyt próżni i za bardzo skupiamy się na dbałości o swój wizerunek. Kupujemy masę zbędnych rzeczy służących do upiększenia ciała, lub rzeczy pozornie ułatwiających nam funkcjonowanie w dzisiejszych czasach. Tymczasem powinniśmy zadbać o upiększenie swojej duszy, która systematycznie obumiera pozbawiona miłości i dobrych uczynków. Czyż nie jest to wszystko prawdą?  Pani  Karolina chciała zwrócić naszą uwagę na powyższe problemy pisząc swoją  powieść i wplatając w nią, w niesamowity sposób motyw anioła. Brawo!
                                    
   Oprawa :miękka 
   Ilość stron: 276
   Wydawnictwo: MWK
   Rok wydania: 2013                                       Moja ocena:  7/10


     

                                     Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                    „Trójka E-pik”, „Czytamy i polecamy”, 
                                    "Czytaj to się opłaca", "Czytamy powieści obyczajowe"
                       oraz  "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę"
                                     

KATARZYNA BONDA   "FLORYSTKA"



Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Bondy.
Pierwsze, ale na pewno nie ostatnie. Jestem zauroczona  stylem pisania i pomysłowością autorki.


Mimo, że początkowo ciężko było mi się we wszystkim połapać, zapamiętać nazwiska poszczególnych policjantów, oraz kto z kim jest spokrewniony, to po kilkudziesięciu stronach wszystko zaczyna się układać, staje się klarowne i czujemy, że jesteśmy na właściwej drodze do rozwiązania zagadki. Tak, zagadkę w połowie książki jesteśmy w stanie sami  rozwiązać, ale nie zniechęciło mnie to w żadnym wypadku do odłożenia lektury na bok.

W Białymstoku dochodzi do zaginięcia Zosi Sochackiej. Dziewczynka wyszła ze szkoły  i nikt nie umie powiedzieć, co się z nią stało. Do pomocy w rozwiązaniu tej tajemniczej zagadki zostaje wezwany Hubert Meyer, znany i utalentowany profiler. Od jakiegoś czasu przebywał on w domku położonym na odludziu, gdzie nie mógł dojść do siebie po odniesionej porażce, do której doszło podczas ostatniej sprawy i błędnego nakreślenia portretu psychologicznego mordercy. Do pomocy zostaje mu przydzielona była sekretarka komendanta, Lena, obecnie pani psycholog, robiąca doktorat w Londynie. Przesłuchując poszczególnych świadków, osoby, które znają Zosię próbują dowiedzieć się gdzie może przebywać dziewczynka. Spraw ta bardzo przypomina tragedię, do której doszło parę lat wcześniej. Wtedy zaginął chłopiec, Amadeusz Jekel, którego wkrótce znaleziono martwego. Co prawda ujęto sprawcę, ale czy to na pewno on dokonał tego okrutnego czynu?
A gdzie jest Zosia? Czy również została zamordowana?

"Florystka" to kryminał, ale nie tylko. Nie ma scen mrożących krew w żyłach, nie ma kolejnych brutalnych morderstw. Jest niesamowicie skonstruowana intryga. Mamy wspaniale przedstawione  portrety psychologiczne kolejnych bohaterów, którymi w większości są kobiety. Każda z kobiet jest inna, każda w życiu boryka się z ogromnymi problemami, które nie pozwalają jej w normalny sposób funkcjonować.
Lena Pawłowska, która przez całe życie ucieka przed okropnymi zdarzeniami z dzieciństwa. Przybierając twardą zewnętrzną pozę ukrywa w głębi swój problem. W dodatku w swojej pracy musi stale użerać się z wulgarnymi, niewrażliwymi policjantami, którzy często jej dogadują.  Marlena, matka Zosi, Cyganka, która chcąc zmienić swoje stereotypowe życie ucieka z rodzinnego domu, żeby związać się z białym człowiekiem. Niestety zamiast polepszyć, pogarsza sobie sytuację życiową. Ola, tytułowa florystka, matka która straciła ukochanego syna, ale nie godzi się do końca z tym faktem. Z jednej strony kobieta funkcjonuje w życiu codziennym, pracując w kwiaciarni, z drugiej strony spotyka się ze swoim synem w wyimaginowanym świecie. Właśnie ten wątek, można powiedzieć paranormalny bardzo przypadł mi do gustu i nadał tej powieści dodatkowego uroku. Oczywiście jest jeszcze wiele innych postaci, którym autorka poświęca równie wiele uwagi i ukazuje nam ich problemy życiowe.
"Florystka" to naprawdę dobry polski kryminał. Szczegółowe śledztwo, bogate portrety psychologiczne postaci, masa różnorodnych wątków, które przeplatają się ze sobą tworząc całość powieści, miłość nie tylko rodzicielska a także wątek paranormalny. Hmm...czegóż więcej sobie życzyć?

                                                          Moja ocena: 9/10
Okładka: miękka
Ilość stron: 606
Wydawnictwo: Videograf SA
Rok wydania: 2012

                  
                                     Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                    „Czytamy i polecamy”, "Od A do Z"
                                       „Z literą w tle” „Z półki 2013” , oraz
                                     "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę"
                                      

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...