poniedziałek, 30 grudnia 2013

42. Bożydar Grzebyk "A komu czasem nie odbija ?"

Bożydar Grzebyk z wykształcenia historyk, absolwent Instytutu Historii UJ. W swoim życiu podróżował i pracował za granicą, jednak tęsknota za Krakowem z powrotem sprowadziła go do Polski. Wtedy jego burzliwe życie poukładała wpływowa ciocia, która zmusiła go do zostania urzędnikiem.”Praca za biurkiem przyniosła mu stabilizację finansową, ale także i miłość”, bo poprzez koleżankę z pracy poznał swoją przyszłą żonę. Stabilizacja jednak troszkę go przytłaczała, dlatego szukał jakiejś odskoczni, wytchnienia. W ten sposób rozpoczęła się przygoda Pana Bożydara z pisaniem. Pisze głównie nocami, gdyż jak mówi cierpi na bezsenność. Jego pierwszą powieścią, z która miałam przyjemność się zapoznać jest „A komu czasem nie odbija ?”

Trzydziestoletni Jurek Święconka uczciwy, spokojny, mający ogromny zapał do pracy, nieśmiały, a zarazem bardzo cierpliwy, w niefortunny sposób traci pracę w hurtowni dewocjonaliów. Rozgoryczony udaje się do pobliskiej pijalni piwa, gdzie spotyka Grafa i Bibułę, „dwóch cieszących się powszechnym szacunkiem bandytów” Popijając wspólnie piwko bandyci obiecują Święconce załatwić pracę w zakładzie pogrzebowym „Święta Pamięć” należącym do pana Miecia.
Niestety nasz Jureczek i w tej pracy nie stroni od kłopotów. Przepychany z miejsca na miejsce ima się różnych zajęć, poczynając od pomocnika w montażu trumien, kończąc na mówcy pogrzebowym. W związku z ostatnią fuchą musi bliżej poznać każdego swojego „klienta”, co powoduje, że odwiedza rodzinę i znajomych nieboszczyka i prowadzi z nimi rozmowy.
Główkuje, wyciąga wnioski z tego co usłyszy i w zależności od „rodzaju klienta”- inteligenta, inżyniera, zwykłego robotnika, układa odpowiednią mowę pogrzebową. Odnosi ogromny sukces, ale jego życie znowu komplikuje się z powodu Maniusia Brzytewki...

„A komu czasem nie odbija ?” jest krótką powieścią, napisaną lekkim, niesamowicie przyjemnym piórem. Poznajemy całą plejadę bohaterów, posiadających ciekawe przydomki, wzbudzających w nas co chwilę odmienne uczucia. Książka początkowo wydawał mi się ot takim lekkim, pełnym dobrego humoru czytadłem. O jak bardzo się myliłam! Powieść ta stanowi odzwierciedlenie naszej dzisiejszej, brutalnej rzeczywistości. Świata, w którym panuje zazdrość, zawiść,chciwość, pycha, chęć bycia zawsze najlepszym, zawsze bez winy... Autor uświadamia nam również jak łatwo jest krytykować i oceniać innych, jednocześnie nie przyjmując krytyki skierowanej do nas samych.
Czytając często zatrzymywałam się na chwilkę, czasami nawet wracałam do wybranych fragmentów, żeby móc jeszcze raz przeanalizować to co przeczytałam, bądź pośmiać się z niektórych anegdot. Myślę, że ta książka wręcz zmusza do refleksji, do przemyśleń...Czy taki idealny człowiek, jakim był Jurek potrafi odnaleźć się w naszych czasach?

Chciałabym bardzo, żeby ta powieść doczekała się kolejnej, równie emocjonującej i zabawnej kontynuacji. Z chęcią śledziłabym dalsze losy Jureczka...

Za książkę serdecznie dziękuję Pani Anecie z Wydawnictwa Grodkowskie.
Równocześnie bardzo przepraszam, że dopiero teraz przeczytałam i opisałam otrzymany egzemplarz.

Okładka: miękka
Ilość stron: 181
Wydawnictwo: Grodkowskie
Rok wydania: 2010

Moja ocena: 7/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Pierwsze słyszę”, „Czytamy powieści obyczajowe”
„Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polska literaturę II”, „Z półki 2013”,




                                              W Nowym Roku życzę Wszystkim  zdrowia, szczęścia, pomyślności,
                                               potęgi miłości, siły młodości,
                                               samych spokojnych, pogodnych dni
                                               i mnóstwa cudownych i wzniosłych chwil (najlepiej z książką w ręku)
                                               Niech taneczny, lekki krok
                                               będzie z Wami cały rok.
                                               Niech prowadzi Was  bez stresu
                                               od sukcesu do sukcesu. 
                                             



czwartek, 26 grudnia 2013

41. Stefan Darda "Dom na wyrębach"

Akcja powieści rozgrywa się w klimatycznym, oddalonym od gwaru miejskiego przysiółku Wyręby na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Miejsce  fikcyjne, ale autor opisuje je w bardzo ciekawy i realny sposób, tak że mamy wrażenie, iż istnieje ono w rzeczywistości.

Marek Leśniewski, 40-letni doktor praw Uniwersytetu Wrocławskiego,wdaje się w kolejny romans, tym razem ze swoją studentką. Przez przypadek zostaje nakryty na zdradzie, przez przyjaciółkę swojej żony. Po szybkim rozwodzie i podziale majątku, mężczyzna postanawia opuścić Wrocław i udaje się do Lublina, miasta które doskonale zna z czasów studenckich. Kupuje dom oddalony 40 kilometrów od Lublina. Zniszczoną chatę na odludziu, gdzie jedyną oznaką cywilizacji są stare słupy doprowadzające energię elektryczną do dwóch sąsiadujących ze sobą gospodarstw.
Michał rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu, ale czy właśnie o takim życiu marzy...?

Książka podzielona jest na trzy części. Każda część obejmuje dwa kolejne miesiące roku 1995,
poczynając od lipca-sierpnia i zakończona jest krótkim epilogiem. W każdej części znajdują się krótkie ponumerowane podrozdziały, co powoduje, że czyta się ją w szybkim tempie. Początkowo główny bohater bardzo mnie denerwował. Nie było podrozdziału, w którym Mareczek nie sięgałby po alkohol. Piwo, wino, wódka lała się szerokim strumieniem rzekomo dla uspokojenia nerwów naszego rozdygotanego bohatera. Poza tym akcja książki rozwijała się powoli, a ja ciągle czekałam na te „straszne, ziejące grozą” momenty. Owszem po dłuższym oczekiwaniu pojawiły się ciekawe fragmenty z dreszczykiem, nadprzyrodzone motywy oparte na wierzeniach ludowych,co spowodowało, że tempo akcji znacznie wzrosło. Polubiłam również Marka z jego niesamowitą pasją ornitologiczną i chęcią niesienia pomocy innym. Z dużą ciekawością śledziłam, jak nasz bohater powoli odkrywał tajemnice, którymi spowite były Wyręby, a także jego nowy, niesamowicie skryty sąsiad Jaszczuk.
Dodatkowo wielkim plusem było dla mnie zaskakujące zakończenie z dreszczykiem!

Książka ma swój klimat, jednak nie jestem w stanie powiedzieć czy jest on „utrzymany w klimacie prozy Stephena Kinga” ( te słowa widnieją na okładce), gdyż nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po powieści słynnego mistrza horroru.

Okładka: miękka
Ilość stron: 330
Wydawnictwo: Videograf II
Rok wydania: 2009

                                                       Moja ocena: 7/10

  Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Z półki 2013”,”Czytamy i
polecamy”, „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”
Z literą w tle”,”Debiuty pisarskie”,”100 książek, które trzeba przeczytać
przed śmiercią” oraz „Pierwsze słyszę”

sobota, 14 grudnia 2013

40. Małe co nieco :)

Chciałabym wszystkim, którzy pisali do mnie i pytali się czemu zniknęłam, bardzo podziękować za troskę i słowa otuchy. Tęskniłam bardzo za Wami. Czytać czytałam i czytam, jednak jest to zbyt mało, żeby regularnie prowadzić blog i pisać recenzje. Dlatego spróbuję od czasu do czasu wstawiać krótkie notatki, opinie na temat tego co udało mi się pochłonąć w ostatnim czasie. Postaram się także częściej zaglądać na Wasze blogi ( bo zaglądać zaglądałam ) i w końcu zostawiać swoje komentarze pod Waszymi recenzjami.
Jeszcze raz dziękuję Wszystkim i serdecznie pozdrawiam:)


Vanessa James i Lynne Barrett-Lee -"Dziewczynka bez imienia"


„Dziewczynka bez imienia” powstała z notatek córki, która chciała spisać i utrwalić na papierze strzępki wspomnień swojej matki, którą uważała za ogromna bohaterkę. Owe zapiski nie miały stanowić przepustki do sławy, czy dużych pieniędzy. Miały być utrwaleniem ciekawych a zarazem dramatycznych losów Mariny Chapman, która jako niespełna 5-letnie dziecko została porwana z rodzinnego domu. Wywieziona w nieznane, a w końcu nie wiadomo dlaczego porzucona przez porywaczy w kolumbijskiej dżungli, musiała odnaleźć się w nowej sytuacji, przyzwyczaić do nowych warunków życia i znaleźć nowe bratnie dusze, którymi okazały się małpy kapucynki.
To one dały jej poczucie bezpieczeństwa, a Marina powoli z dnia na dzień czuła, że staje się jedną z nich, częścią stada. Z jednej strony było to przerażające, lecz z drugiej strony łagodziło ból i tęsknotę w sercu małej bohaterki.
Tak zaczyna się niesamowita, przyprawiająca o ciarki na plecach historia Mariny, która w międzyczasie miała wielokrotnie zmieniane imię, w zależności gdzie się znajdowała. Ta historia, to nie tylko życie dziewczynki w tajemniczej, rządzącej się swoimi prawami dżungli. To dopiero początek niesamowitych, dramatycznych przeczyć, które towarzyszyły jej przez kilka lat, zanim odnalazła dobrych ludzi, którzy się nią naprawdę zaopiekowali i obdarzyli miłością.

Książkę czyta się bardzo szybko. Trudno się oderwać od tak przejmującej historii, tym bardziej frapującej, że jest ona oparta na prawdziwych wydarzeniach. Czytałam i czekałam, aż Marinę w końcu opuszczą kłopoty i jej życie rozjaśni się. Sama bohaterka wielokrotnie w książce zaznacza, że to opatrzność Boża czuwała nad nią i nie pozwalała jej zginąć.
Dodatkowym atutem książki są przepiękne opisy przyrody. Zarówno roślinności, jak i wyglądu, i zachowania się zwierząt. Wiele z nich Marina rozpoznawała na podstawie zdjęć i dopiero wtedy
dowiadywała się jak nazywały się rośliny, które towarzyszyły jej w dżungli, i którymi wielokrotnie żywiła się.
Jedynym minusem dla mnie są troszkę naciągane niektóre spostrzeżenia. Uważam, że są to raczej przemyślenia dorosłej, oczytanej kobiety, niż małego przerażonego dziecka.

„Czułam zapach trawy i wszechobecny ciepły aromat ziemi. Nie byłam w stanie na niczym się skupić...Chciałam umrzeć. W końcu jednak strach i beznadzieja zmieniły się w głód i ostry ból w żołądku zmusiły mnie do pogodzenia się z faktem, że nie zanosi się na to,żebym wkrótce miała odejść z tego świata”

Nie jestem do końca przekonana, czy pięcioletnie dziecko jest zdolne do tego, żeby myśleć o śmierci w stanie zagrożenia, czy raczej płacze i myśli o tym, żeby mama je znalazła.


W książce znajdziemy jeszcze parę podobnych fragmentów, które mimo wszystko nie umniejszają jej wartości. Uważam, że warto sięgnąć po tę pozycję i podziwiać hart ducha, determinację przeżycia i przede wszystkim to, że po tylu okropnych zdarzeniach, tylu latach tułaczki Marina Chapman stała się mimo wszystko piękną, mądrą kobietą, która założyła rodzinę i nie bała się publicznie opowiedzieć swojej dramatycznej historii życia.

Okładka: miękka
Ilość stron: 319
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2013                       Moja ocena: 8/10

Nikos Kazantzakis - "Biedaczyna z Asyżu"

Franciszek syn bogatego kupca Piotra Bernardona wiódł beztroskie, grzeszne życie. Dopiero spotkanie z żebrakiem, którego nazwał Leon, wywróciło jego codzienność do góry nogami. Odmieniło całkowicie jego los. Porzucił marzenia o ślubie z piękną Klarą, liczne podróże, polowania, wszystkie przyjemności, które dotychczas towarzyszyły mu na każdym kroku.
Stał się ubogim materialnie, ale bogatym na duchu człowiekiem. Jego głównym celem w życiu stało się pomaganie innym, miłość do wszystkich bliźnich, a także ubóstwo, post i częsta modlitwa.
Wystawiany przez Boga na próby, z wielkim oddaniem i pokorą pokonywał wszelkie trudności i pokazywał Panu Bogu, że dla niego jest w stanie zrobić wszystko.

„Z im większych nizin wychodzisz, tym wyżej się wzniesiesz. Największą zasługą walczącego chrześcijanina nie są jego cnoty, ale walka, którą musi toczyć, aby zamienić w cnotę swój
bezwstyd,tchórzostwo, brak wiary, złość.”

W codziennych jego wędrówkach i można rzec przygodach, dzielnie towarzyszył mu ów żebrak, nazwany przez Franciszka bratem Leonem. To on co wieczór spisywał na skrawkach papieru, korze, skórach zwierzęcych wszystko to co się zdarzyło, owego dnia. Wszystko to co uważał za godne przekazania innym, lub to o co go prosił Franciszek, żeby zanotował. Brat Leon chciał, aby słowa wypowiadane przez jego towarzysza przetrwały wiecznie, nie poszły w zapomnienie...

„Mówiłem sobie, że jedno Twoje słowo może zbawić jakąś duszę i jeśli go nie przekażę ludziom, ktoś może zostać potępiony z mojej winy” 

Dlatego Leon zapisywał wszystko z wielką gorliwością. Wiedział, że słowa Franciszka będą lekarstwem na zagubione dusze i wielkim podtrzymaniem wiary dla tych, którzy już się nawrócili.
Przeczytanie tej książki było dla mnie ogromną radością. Powieść napisana jest przepięknym językiem, zawiera wiele wspaniałych myśli, opisuje niesamowite wydarzenia, a także cuda, których dokonywał Franciszek. Czytając towarzyszyła mi niesamowita gama, wiele razy sprzecznych uczuć; radości, zadumy, smutku, żalu...
Wielokrotnie odkładałam książkę na bok, żeby wypisać sobie w zeszycie napotkane cytaty. Niestety moja pamięć nie jest doskonała i nie byłam w stanie ich wszystkich zapamiętać, a nie chciałabym, żeby poszły w zapomnienie. Chciałabym zerkać na nie od czasu do czasu i delektować nimi swoją duszę. Chciałabym, żeby w tych naszych niezbyt dobrych czasach wskazywały mi tą drogę, którą powinnam i chcę kroczyć na co dzień.

„Jakaż to rozkosz, nie mieć żadnych pragnień, nie myśleć o samym sobie, zapomnieć nawet swojego imienia i zdać się we wszystkim na wolę Bożą. To jest dopiero prawdziwa wolność”

Okładka: miękka
Ilość stron: 391
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Pax
Rok wydania:2012 
                                                                  Moja ocena: 9/10

niedziela, 8 września 2013

39. Jarosław Sokół "Czas honoru"



W telewizji publicznej od kilku lat możemy oglądać opowieści o „cichociemnych” w serialu „Czas honoru” Obecnie emitowana jest 6 seria odcinków. W 2011 roku na rynku wydawniczym ukazała się powieść o tym samym tytule napisana przez Jarosława Sokoła, który wraz z Ewą Wencel jest twórcą scenariusza serialu. Czy powieść jest epicką kopią filmu? Autor twierdzi, że nie. Ponoć pomysł na powieść był wcześniejszy od projektu filmowego. Czy książka jest lepsza od serialu? Dla mnie osobiście nie.

Powieść „Czas honoru” ukazuje nam wojenne losy bohaterów od klęski wrześniowej przez wojnę we Francji, w Wielkiej Brytanii, po codzienne życie w okupowanej Warszawie. Jest to saga o losach czterech młodych mężczyzn, których połączyła wojna.

Być człowiekiem honoru, to znaczy wypełniać cały szereg czynności w swojej pracy z poczucia obowiązku, wewnętrznej powinności, nie zaś ze względu na przewidywane korzyści. To znaczy nie zawodzić pokładanego przez innych zaufania i czuć się związanym podjętymi przez siebie obowiązkami.”

Bronek Woyciechowski, syn hrabiego,wychowany przez ojca. Mama była osobą o słabym zdrowiu psychicznym, próbowała popełnić samobójstwo, dlatego hrabia umieścił żonę w zamkniętym zakładzie w Szwajcarii.
Od najmłodszych lat Bronek brał udział w różnego rodzaju polowaniach na dziką zwierzynę, co spowodowało, że był świetnym strzelcem. W związku z tym po powrocie do okupowanej Warszawy został wcielony do plutonu egzekucyjnego podziemia. Wykonywał wyroki na zdrajcach ojczyzny.
Z Dobrzan, rodzinnego majątku uciekł wraz z łowczym i przyjacielem domu Achmatowiczem. Przekroczyli granicę polsko-węgierską i udali się do Budapesztu, a stamtąd do Bukaresztu, gdzie spotykali Władka i Michała Konarskich.

Michał i Władek Konarscy, pochodzili z rodziny „ gdzie stężenie patriotyzmu przekraczało najbardziej wyśrubowane normy krajowe” Michał lekkoduch i podrywacz. Wojna „uratowała” go od rozpoczęcia żmudnych studiów medycznych i zerwania kontaktów z dziewczynami robiącymi mu aluzje matrymonialne. Początkowy strach, który ogarniał go na myśl o skokach ze spadochronem i walce w okupowanej Polsce po pewnym czasie ustąpił. Michał stał się dojrzałym mężczyzną i wykazywał się ogromnym sprytem w walce z okupantem.
Władek, zawodowy żołnierz Wojska Polskiego, w stopniu porucznika, patriota o wielkim sercu i odwadze, kontrolował na bieżąco wszystkie poczynania młodszego brata, Michała.
Po tygodniu wojny, na prośbę ojca Władek wywiózł Michała z bombardowanej Warszawy. Ruszyli do Pińska, do wuja Tolka. Niestety i Pińsk nie był bezpiecznym miejscem. Chłopcy wraz z wujem uciekli przed żołnierzami NKWD, kierując się na południe okupowanej Polski, w stronę rumuńskiej i węgierskiej granicy. W planach mieli dotrzeć do Francji, gdzie rozpoczęto organizować Polskie Siły Zbrojne. W Bukareszcie spotykali Bronka i łowczego Achmatowicza. Wraz z nimi na statku „Patia” dotarli do Francji, a stamtąd udali się do Glasgow.

Janek Markiewicz, absolwent architektury, syn praskiego fotografa. Od października 1939 roku przebywał w niewoli sowieckiej, w Starobielsku. Za wszystkie banknoty, które posiadał kupił od wartownika paczkę bibułek do skręcania papierosów i ołówek. „Szkicował na nich obrazy nieludzkiego świata, jakiego nie widział nikt przed nim” Jego zdolności manualne zostają później wykorzystane do fałszowania dokumentów i pieczęci. Talent Janka szybko został zauważony w niewoli , dzięki czemu stał się jednym z ważniejszych mieszkańców obozu. „Każdy chciał mieć własny portret, który można było wysłać razem z listem do rodziny” W czerwcu 1940 roku został przeniesiony do obozu w Griazowcu, następnie do „Małachówki”, aż w końcu dotarł do Glasgow.

W Glasgow była organizowana Polska Szkoła Wywiadu, która miała przygotować pod każdym względem, przyszłych „Cichociemnych” do walki z III Rzeszą. Po kilkumiesięcznym kursie Janek, Bronek, Michał i Władek, zostają przerzuceni do okupowanej Polski. W tym momencie rozpoczyna się pełna akcja, walka o życie i wolność...

Czas honoru” to książka, która w prosty sposób przedstawia nam wydarzenia rozgrywające się podczas II wojny światowej, a dokładnie w latach 1939-1942. Nie ma w niej szczegółowo opisanych miejsc i zdarzeń historycznych, dokładnych dat, dlatego powieść tą czyta się raczej jak książkę przygodową, a nie wybitne dzieło historyczne, z którego można czerpać wiedzę na temat tego strasznego okresu w dziejach ludzkości. Troszkę brakowało mi rozwinięcia niektórych akcji, czułam że są one napisane pobieżnie. Dodatkowo dopatrzyłam się błędu w treści, a mianowicie zamieniono nazwiska Pań Konarskiej i Krasowskiej (str. 226) i małych nieścisłości ( str.58), kiedy to na początku wiosny Władek, Michał i Bronek zostali przeniesieni na Linię Maginota, gdzie każdego ranka wychodziło się na patrol rozpoznawczy. Były to wycieczki po prowiant, do opuszczonych domów, których spiżarnie przepełnione były żywnością.

To tutaj żołnierze kapitana Lasalle'a uzupełniali swoje manierki winem. Kiedy wracali z patrolu rozpoznawczego, pasy zwisały im niemal do kolan. Przeważnie ciągnęli też dwukołowy wózek wyładowany serami i świeżymi owocami z opuszczonych ogrodów”

Ciekawa jestem co to są za cudowne ogrody, w których już na początku wiosny rosną świeże owoce?!

W książce najbardziej urzekły mnie i rozbawiły fragmenty dotyczące pobytu bohaterów we Francji, która prowadziła tzw. Sitzkrieg, czyli wojnę na siedząco. Każda próba interwencji zbrojnej chłopców, była źle postrzegana przez Francuzów i kończyła się reprymendą dla nich, czego nie mogli zrozumieć. Okrzyknięto ich nie dzielnymi żołnierzami, tylko buntownikami, którzy chcą wprowadzić chaos w miarę pozytywnych stosunkach francusko-niemieckich.
Dodatkowo dużym plusem dla powieści są w miarę dokładnie przedstawione portrety psychologiczne bohaterów.

Serial wywarł na mnie większe wrażenie. Bardziej trzymał mnie w napięciu, dostarczał dużej dawki adrenaliny, powodował powstanie gęsiej skórki na moich rękach oraz wewnętrzny niepokój. Mimo wszystko uważam, że warto sięgnąć po powyższą powieść, która opowiada o trudnych losach młodych chłopaków, wystawionych na ogromną próbę życiową. O ich odwadze, poświęceniu dla ojczyzny, o tym jak często przerażeni, wyczerpani, narażając swoje życie walczyli o wolność...wolność dla nas.

Okładka: twarda
Ilość stron: 399
Wydawnictwo: Zwierciadło
Rok wydania: 2011

                                                                  Moja ocena: 7/10

                                                                    Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                                         "100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią"
                                                „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”,
                                           „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”
                                                                             oraz   „Z półki 2013”
                                            „Wojna i...literatura” i "Czytaj, to się opłaca"

                                   

sobota, 31 sierpnia 2013

38. Mark Watson "Jedenaście"

Czym właściwie jest przeznaczenie? Mgiełką, wiatrem, jedwabiem lekkim jak piórko, czy raczej czymś nieodwracalnie wyrytym w jakimś niezniszczalnym kamieniu?
Czy wierzycie w przeznaczenie, w to, że dobro powraca do każdego człowieka ze zdwojoną siłą? Zastanawialiście się kiedyś jakby potoczyło się Wasze życie, gdybyście w pewnym jego momencie podjęli zupełnie inna decyzję? Jakie znaczenie mają najdrobniejsze kroki, które wykonujemy na co dzień? Czasami nawet mogą one mieć wpływ na zmianę losów drugiego człowieka?
Chris Cotswold, nazwisko głównego bohatera „odegrało kluczową rolę w nawiązaniu trzech najważniejszych w jego dotychczasowym życiu przyjaźni:Bec, Matildę i Russella poznał wyłącznie dzięki temu, że alfabetyczny system rejestracji umieścił ich nazwiska, jedno pod drugim, na tej samej liście czwartoklasistów”
Utworzyli „bandę czterech” Całą czwórką wyjeżdżali na wakacje, pracowali jako wolontariusze, spędzali razem każdą wolną chwilę, po prostu stanowili nierozłączną całość.
Powtarzali sobie, że za bardzo się wzajemnie cenią, żeby ryzykować i nawiązywać między sobą romanse. Jednak była to tylko kwestia czasu. Bec związała się z Russellem, a Chris z Matildą. Życie całej czwórki układało się wspaniale. Miłość, przyjaźń rozkwitała, każdy z nich był zadowolony z tego co przynosi im kolejny dzień. Niestety ta sielanka nagle skończyła się. Wystarczył jeden ułamek sekundy nieuwagi, żeby zniszczeniu uległo wszystko, co do tej pory osiągnęła w życiu „banda czterech” Chris znany z tego, że zawsze do wszystkich wyciągał pomocną dłoń, nie mógł sobie darować, że stał się sprawcą nieszczęścia. Dręczyły go niesamowite wyrzuty sumienia. W związku z tym postanowił przenieść się z Australii do Londynu. Aby wymazać jak największą ilość wspomnień, zmienia nawet swoje dane osobowe. Staje się Xavierem Irleandem ( XI). Podejmuje pracę w stacji radiowej, gdzie razem z kolegą Murrayem, prowadzą audycję „Rozmowy nocą”

W samym Londynie istniała potężna rzesza ludzi, którzy nie spali w nocy z różnych powodów:grafików pracy, niezwykłych hobby, poczucia winy, strachu, choroby, oraz-rzecz jasna-sympatii dla jego programu”

Służy pomocą i radą sfrustrowanym londyńczykom. Na co dzień niestety jest zamkniętym w sobie , unikającym kontaktu z innymi, nie potrafiącym sobie poradzić z demonami przeszłości mężczyzną. Pewnego dnia Xavier jest świadkiem pobicia Frankiego Carstairsa. Paraliżujący strach, wspomnienia podpowiadają mu, żeby nie wtrącał się bezpośrednio w życie innych osób, bo kolejny raz wpakuje się w kłopoty. Ucieka pozostawiając chłopca bez pomocy...
Ta decyzja okazała się punktem zwrotnym w życiu Xaviera, ale nie tylko. Wpłynęła również na życie innych osób. Nastąpiła lawina kolejno po sobie następujących wydarzeń, której nie szło zatrzymać. Poznajemy historię jedenastu zupełnie obcych sobie ludzi, których losy krzyżują się ze sobą, stanowiąc wzajemną zależność, prowadząc do różnych, niekoniecznie pozytywnych wydarzeń, stanowiących ciąg przyczynowo-skutkowy, czyli tzw. efekt motyla.

Mark Watson jest znanym brytyjskim komikiem, dziennikarzem i powieściopisarzem. Często występuje w programach telewizyjnych BBC Two i radiowych BBC Radio 4, lub Radio 5 live. Jest autorem czterech powieści, z których największą popularność przyniosła mu książka „Jedenaście”.

Jedenaście” jest niesamowita lekturą. Jestem zachwycona pomysłowością i oryginalności autora. XI bohaterów, XI rozdziałów i Xavier Irleand w roli głównej. Zaczynając czytać myślałam, że będzie to następna błaha historia, znużonego życiem człowieka. Tymczasem otrzymałam wspaniałą powieść o przeznaczeniu, miłości, przyjaźni i ...grze w scrabble. Powieść, która udowadnia, że jeżeli chcemy, to w każdym momencie naszego życia możemy naprawić swoje błędy.
Książka napisana jest prostym językiem, czasami w treści przewijają się wulgaryzmy, ale na szczęście nie ma ich zbyt dużo. Mimo że bieżąca historia życia Xaviera przeplatana jest wspomnieniami z Australii i dodatkowo autor wprowadza dużą gamę nowych osób, nie zakłóca nam to klarownego odbioru treści. Wszystko jest tak świetnie przedstawione i połączone ze sobą, że zapewniam Was, nie pogubicie się podczas czytania. Szkoda tylko, że Mark Watson pobieżnie przedstawił nam kolejnych bohaterów, skupiając się bardziej na ich poczynaniach, a nie na portretach psychologicznych.
Dodatkowo autor dla pobudzenia wyobraźni, a tym samym zmuszając nas do chwili refleksji wprowadził otwarte zakończenie. Zakończenie, które zaskakuje, wywołuje zdziwienie, dreszczyk emocji i po prostu zwala z nóg czytelnika.
Jeżeli macie ochotę zagłębić się w powieść, która zmusi Was do przemyśleń nad własnym życiem, a także odnośnie decyzji, które jesteśmy zmuszeni podejmować na co dzień, to sięgnijcie po tę książkę. Zapewniam, że swoją oryginalną treścią, czasami smutną, czasami okraszoną lekkim humorem, swoim niesamowitym klimatem, oczaruje Was, a kiedy przewrócicie ostatnia stronę, będziecie czuli niedosyt i powiecie czemu to już koniec...
Przynajmniej taka była moja reakcja.


Okładka: miękka
Ilość stron: 288
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011
                                                          Moja ocena: 8,5/10



                                     
       Książka przeczytana w ramach wyzwań:

                                    "100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią"
                                         „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”,
                                         „Czytamy powieści obyczajowe”, „Z półki 2013”
                                         "Z literą w tle", "Czytaj, to się opłaca"
                                   


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

37. Lauren Willig "Ashford Park"


Ashford Park łączy wszystko, co sprawia, że kobieta czyta i marzy: wielką, bolesną miłość, rodzinny dramat i skrywane sekrety” te słowa widnieją na tylnej okładce książki. Pod nimi można przeczytać mnóstwo pozytywnych, ogromnie zachęcających nas do przeczytania rekomendacji Redaktor  Naczelnych światowych wydawnictw. Książka porównywana jest nawet do „Pożegnania z Afryką” Karen Blixen. Takiemu opisowi, takim rekomendacjom trudno się oprzeć, nie zakupić książki i nie zagłębić się w jej treść. Tak też zrobiłam i ...rozczarowałam się niezmiernie.

Adeline Gillecote wychowywała się u wujostwa, lorda i lady Ashford, gdyż jej rodzice zginęli w wypadku, pod kołami omnibusa w 1906 roku, gdy dziewczynka miała 5 lat. Dorastała w towarzystwie 7 letniej kuzynki Beatrice, która była najbliższa jej sercu, oraz młodszego kuzynostwa. Beatrice od najmłodszych lat była zawsze faworyzowana. Nawet jako nastolatka miała zakaz podejmowania jakichkolwiek prac, żeby tylko nie zniszczyła sobie delikatnych rąk. Wolno jej było tylko doglądać gospodarstwa. Addie za to była traktowana przez ciotkę jak „kukułcze jajo” Żyła na marginesie domu państwa Ashford. Ciągle przypominano jej, że jest obca,a pod dach słynnej rezydencji, przyjęto ją tylko z litości, a nie z miłości.
Kiedy obie dziewczynki dorastają ich przyjaźń na skutek nieprzyjemnego incydentu ulega zniszczeniu. Addie zostaje w Londynie, podejmuje pracę w wydawnictwie. Bea natomiast wraz z małżonkiem wyrusza do Kenii. Obie pewne są, że już nigdy więcej nie spotkają się. Jakże zdziwiona jest Addie, kiedy pewnego dnia, po 6 latach od wyjazdu Beatrice, otrzymuje depeszę z Afryki:

Przyjedź. Bez Ciebie zupełnie się pogubiłam. Bea”

Jakże można zignorować takie słowa. Słowa pełne rozpaczy. List zawiera jeszcze kilka krótkich zdań, które wzmagają ciekawość Addie. Dziewczyna zostawia narzeczonego, pracę i rusza pełna niepokoju, na ratunek kuzynce...

Drugą bohaterką jest Clemmie, 34 latka, pracująca w kancelarii adwokackiej, w Nowym Jorku, która w 99 rocznicę urodzin babci Addie, w 1999 roku, zaczyna się interesować przeszłością rodzinną. Skrzętnie ukrywane przez jej mamę i ciotkę tajemnice powoli zaczynają wychodzić na jaw i układać się w całość, tworząc ciekawą, pogmatwaną historię rodzinną.

„Ashford Park” to powieść, podzielona na dwa tomy. Jeden zatytułowany jest „Ashford”, a drugi „Kenia”. Każdy tom zawiera niedługie rozdziały, opatrzone tytułem. Tytuł to miejsce akcji i data, Jest to bardzo ważne, gdyż akcja książki toczy się dwutorowo i gdyby nie ten zabieg moglibyśmy się troszeczkę pogubić. Oprócz wczesnych lat XX wieku, systematycznie przenosimy się do 90-tych lat tegoż wieku. Książka napisana jest prostym językiem, obfituje w dużą ilość dialogów.
Zagmatwane związki miłosne, skrzętnie ukrywane tajemnice rodzinne i w miarę dobrze przedstawione portrety psychologiczne sprawiają, że powieść czyta się bardzo szybko, ale jednak bez większego zaciekawienia, bez fascynacji. Odkładałam książkę na bok i wcale nie korciło mnie, żeby dowiedzieć się jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Dodatkowo postać Beatrice bardzo mnie drażniła. Zastanawiałam się, jak można być taką egoistką. Skąd w niektórych znajduje się tyle próżności, złości i chęci dokuczania innym. 
Zdziwiona jestem także, bo na okładce znalazłam jeszcze opis „Ta przebogata w historyczne szczegóły powieść...” niestety ja tych historycznych szczegółów w tej książce nie wyłapałam. Owszem w jednym momencie pojawia się rozmowa między wujostwem Ashford, na temat wybuchu I wojny światowej, a poza tym znalazłam jeszcze tylko ten cytat odnośnie wojny:
„Oranżerie i ogrody zostały przeorane i oddane pod uprawę warzyw, a niedoszłe debiutantki więdły i marniały, tracąc swoje najlepsze lata, podczas gdy dookoła szalała wojna”

Drugi tom zatytułowany jest „Kenia”, chociaż akcja toczy się równocześnie w Kenii w latach 1926-1927, jak i w Nowym Jorku w 1999 roku. Spodziewałam się, że odnajdę w tej części czarujący opis tajemniczego kontynentu afrykańskiego, a tymczasem oprócz paru wzmianek o zajmowaniu się plantacją kawy przez męża Beii, wyprawą na polowanie, oraz o tym że było gorąco i ciągle panie miały zakurzone suknie, w ogóle nie wiedziałabym, że znajdujemy się w Afryce.
Tak, wiem, jestem złośliwa, ale jeżeli ktoś decyduje się umieścić takie zachęcające, wychwalające tę powieść opisy na przedniej, tylnej okładce i jakby tego było mało jeszcze na skrzydełkach okładki, to znaczy, że książka ta naprawdę jest niesamowita i godna polecenia.
Nie zachęcam, nie odradzam. Niech każdy z Was zadecyduje, czy ma ochotę przeczytać tę powieść. Myślę, że jeżeli ktoś sięgnie po książkę z nastawieniem, że za chwilę będzie czytał romans, przeplatany tajemnicami, intrygami rodzinnymi, to na pewno nie będzie rozczarowany i powyższa lektura sprawi mu przyjemność.

Okładka: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 413
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2013

                                                 Moja ocena: 5,5/10


                                            Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                         „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”,
                                         „Czytamy powieści obyczajowe”, "Trójka e-pik"
                                         "Z literą w tle", "Czytaj, to się opłaca"
                                   



sobota, 24 sierpnia 2013

36. Nominacje !!

Około miesiąca temu zostałam nominowana przez trzy osoby, do wzięcia udziału w popularnych zabawach blogowych. Serdecznie dziękuję autorkom blogów  http://atena-literaplog.blogspot.com/,
http://blank-librophilia.blogspot.com/ i http://opowiemcibajkee.blogspot.com/, i równocześnie bardzo przepraszam za to, że tak długo nie odpowiadałam na Wasze pytania. Niestety w miesiącu sierpniu prawie w ogóle nie jestem aktywna, jeśli chodzi o blogowanie. Mam coraz większy problem z tym, żeby  pogodzić pracę i obowiązki z prowadzeniem bloga. Jeszcze raz serdecznie przepraszam i zapraszam do przeczytania moich odpowiedzi.



Nominacja od: http://blank-librophilia.blogspot.com/

Zasady:
Podziękować nominującemu bloggerowi.
Pokazać logo nagrody u siebie
Ujawnić 7 faktów o sobie

                  


  1. Nie znoszę hałasu. Przeszkadza mi ryk telewizora, hałas dochodzący zza okna. Na
    moje nieszczęście mieszkam przy jednej z głównych ulic mojego miasta.
  2. Nie przeklinam, ale za to często powtarzam takie słowa jak: „makabra”, „kurczaczki”
  3. Mam kochanego pieska Tofika, rasy Yorkshire Terrier.
  4. Rzadko przemieszczam się korzystając z miejskiej komunikacji lub własnego autka.
    Staram się wszędzie dotrzeć spacerkiem. Chociaż czasami to przypomina bieg, a nie spacerek.
  5. Bardzo szybko się wzruszam i często płaczę, mimo iż na co dzień jestem bardzo pogodną osobą.
  6. Bardzo lubię jeść owoce, a najchętniej czereśnie (mniam)
  7. W górach pierwszy raz byłam mając 8 miesięcy. Mój dziadziuś był przewodnikiem i
    przodownikiem turystyki, i starał się zarazić mnie swoją pasją już od najmłodszych lat mojego życia. (udało mu się!!)


                                                                                     

1.   Czy wierzysz, że zwykłe rzeczy, takie codziennego użytku, mogą przynosić
szczęście, albo pecha?
                                        Nie, w żadnym wypadku.

2.  Dlaczego polski (malarz, pisarz, aktor, reżyser) zwykle znaczy gorszy
nawet dla Polaków?
            Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego nie doceniamy i nie szanujemy naszych
            rodzimych artystów. Cieszę się tylko, że ja nie należę do grona tych osób.


3.  Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa, taka, którą pamiętasz
do dziś i często do niej wracasz?
Pamiętam wiele książek z dzieciństwa, ale nie powracam do nich i nie czytam ich powtórnie. Jedynie „O psie, który jeździł koleją” i Dzieci z Bullerbyn” czytałam
dwukrotnie, ale to dlatego, że drugi raz czytałam je mojemu 9-letniemu synkowi.

4.  Co najbardziej cenisz w ludziach?
Kiedy potrafią wyciągnąć pomocną dłoń do drugiego człowieka, brak egoizmu,
prawdomówność, uczciwość, pracowitość...

5. Dokończ zdanie: Czytam, bo…
nie wyobrażam sobie życia bez czytania. Zagłębiam się w treść książki i
przepadam. Zapominam o kłopotach, przenoszę się w inny świat. Mój świat...

6. Jak wyglądały najwspanialsze wakacje w  Twoim życiu?
Są jeszcze przede mną i najprawdopodobniej będą one w przyszłym roku.

7.  Co sądzisz o znajomościach zawieranych przez Internet?
Wiele z nich bardzo sobie cenię. Poznałam w ten sposób wspaniałe osoby,
chociaż wiem, ze trzeba uważać, bo nie zawsze każda nowo poznana osoba może
być tym, za kogo się podaje.
8.  Czy uważasz, że w dzisiejszym świecie jest miejsce dla prawdziwej
przyjaźni?
                Oczywiście, że tak!

9.  Gdybyś miał wybór, gdzie, kiedy i jako kto chciałbyś się urodzić?
Jestem zadowolona z tego co mam i nigdy nie myślałam, żeby urodzić się w
innym miejscu, w innym wcieleniu.

10. Czym są dla Ciebie marzenia?

         Lubię marzyć. Marzenia odrywają mnie szarej rzeczywistości, podnoszą na duchu,
         dodają sił do dalszego działania, do ich spełniania...

11.  Co najbardziej lubisz w swoim narodzie?

       Solidarność. Jak potrzeba, to potrafimy działać razem i pokazać innym, że
       damy radę przezwyciężyć wiele problemów. Dopiero wtedy wyciągamy pomocną
       dłoń do drugiego człowieka. Szkoda, że na co dzień nie jesteśmy dla siebie życzliwi...

                                                            




  1.   Twój ulubiony bohater książkowy, czym cię uwiódł?

    Nie mam ulubionego bohatera książkowego.


    2. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
       Chęć podzielenia się z innymi moimi odczuciami po przeczytaniu kolejnej książki,
        zawarcia znajomości z ludźmi, którzy kochają książki tak samo, jak ja.
        W moim otoczeniu raczej nikt nie lubi literatury, a sama myśl o przeczytaniu
        czegokolwiek, wywołuje u znajomych gęsią skórkę. Ostatnio nawet usłyszałam takie
        słowa „ Wiesz, mnie jakby nawet płacili ciężkie pieniądze, to i tak nie przeczytałbym
        niczego...”

  1. Podaj trzy tytuły doskonałe, Twoim zdaniem, na poprawę humoru.

    Nianiek, czyli facet do dziecka”-Holly Peterson
    Żadna z książek, które niedawno przeczytałam nie kwalifikuje się, jako rozweselacz.
    Raczej większość z nich, to wyciskacze łez. Dlatego podałam tylko jeden tytuł.
  1. I dla odmiany jeden wyciskacz łez.

    Tańcząc na rozbitym szkle”-Ka Hancock
  1. Gdybyś miała napisać kiedyś książkę o czym by była?

    Nie wyobrażam sobie, żebym miała kiedyś napisać książkę.
  1. Gdybyś mogła na jeden dzień przenieś się do świata z książki, jaka
    książka by to była?

    Na pewno jakaś książka podróżnicza. Marzę o dalekich podróżach.
  1. Twój ulubiony autor i dlaczego to właśnie on/ona?

    Kiedyś bardzo lubiłam książki Kraszewskiego i uważałam , że jest moim ulubionym
    autorem. W obecnej chwili odkrywam tak wielu wspaniałych autorów, że
    trudno wskazać na tego jednego, że to właśnie on.
  1. Jaki zapach kojarzy Ci się z dzieciństwem?
            Zapachy potraw, które gotowała moja babcia. Zapach „gór” gdyż tam najczęściej
            spędzałam z babcią i dziadziusiem każde wakacje.

    9. Jeśli mogłabyś wybrać dowolne miejsce na ziemi w którym 
         mogłabyś zamieszkać gdzie by się znajdowało?
    W Polsce oczywiście, ale gdzieś na peryferiach miasta, w małym, przytulnym domku,
    blisko lasu.
  1. Co sądzisz o modzie na erotyki?

    Jak na razie nie czytałam żadnej z nich i jakoś wcale mnie do literatury erotycznej
    nie ciągnie. Oczywiście uważam, że wszystko jest dla ludzi i jak ktoś lubi, to proszę
    bardzo niech czyta...
    11. Co w sobie lubisz najbardziej? 

    Trudne pytanie... Raczej nic...

 Nie nominuję nikogo,  bo wszyscy znani mi bloggerzy brali już udział w tych zabawach. Jeśli jednak ktoś jest chętny i chciałby wziąć udział w nominacji, to zapraszam do odpowiedzi na te same pytania, które ja otrzymałam.



czwartek, 15 sierpnia 2013

35. Michael Cunningham "Z ciała i z duszy"


Większość ludzi spędza życie w pogoni za sukcesem, sławą, bogactwem. Wyobrażają sobie, że osiągnąwszy sukces, osiągną satysfakcję, zadowolenie z tego co zdobyli, statusu społecznego, majątku, czyli ogólnie z życia. Myślą, że w parze z tym zadowoleniem przyjdzie i zadomowi się w nich trwałe szczęście. Niestety jest to błędne myślenie. Można osiągnąć zadowolenie bez pogoni za sukcesem, jak również można osiągnąć sukces i nigdy nie być szczęśliwym...


Michael Cunningham w swojej powieści „Z ciała i z duszy” przedstawia nam dzieje rodziny Stassos. Constantine Stassos jest greckim imigrantem. Przybył w latach 40-tych XX wieku do Stanów Zjednoczonych, w celu poszukiwania pracy, która umożliwiłaby mu lepsze życie. Wraz z żoną Mary Cuccio, Włoszką z pochodzenia, próbował ułożyć sobie rodzinne życie. Początkowe trudności z pracą szybko odeszły w zapomnienie. Con poznał rodaka Kazanzakisa i z nim rozkręcił biznes budowlany. We dwoje stanowili niesamowity duet. Kazanzakis miał doskonałe wyczucie ludzkich pragnień, a Con znał się na tym jak obniżyć koszty budowy. Pieniądze zaczęły napływać na jego konto w przyspieszonym tempie.
Mary rozkwitała, kupując sobie coraz to nowsze ubrania. Dzieci, Billy, Susan i Zoe, mieli wszystko to, czego pragnęli. Patrząc z boku wydawałoby się, że niczego im nie brakuje, że byli najszczęśliwszą rodziną na świecie. Niestety prawda była zupełnie inna.

Con tęsknił. Tęsknił nieubłagalnie za swoją dawną żoną. Tą energiczną, tajemniczą dziewczyną, która „łączyła zdrowy rozsądek z czysto kobiecym optymizmem” Kobietą, która nie wytykała mu na każdym kroku jego wad. Tą opanowaną, bystrą Mary sprzed kilkunastu lat.

Con pragnął. Pragnął „odczuwać szczęście w sposób ciągły, nieprzerwany, godzina po godzinie, a nie w postaci gwałtownych przypływów, które dopadały go nieoczekiwanie, zazwyczaj wtedy, gdy był sam” Po powrocie do domu jego szczęście umykało w czeluść zapomnienia, a w jego miejscu pojawiała się tęsknota, pragnienia, smutek i złość...

Nie znosił momentu, gdy zmęczony powracał do domu, a Mary nie wykazywała ani odrobiny zainteresowania jego osobą. Nie poświęcała mu nawet kilku minut na rozmowę. Była zawsze czymś zajęta. Planowaniem zakupów na jutrzejszy dzień, sprawdzaniem czego jeszcze brakuje im w domu. Ot takimi banalnymi, błahymi sprawami, które mogła wykonać później. Constantin chciał, żeby Mary okazała choć troszkę wdzięczności za jego trud, jaki włożył w osiągnięcie tego co mieli. Chciał, żeby dzieci były dumne z tego, jakiego mają zaradnego ojca. Tymczasem dzieci, a szczególnie najstarszy syn Billy, nie okazywały mu w ogóle szacunku, nie mówiąc już o miłości. A Con tak pragnął, żeby go kochali...

„Poruszające studium ludzkich namiętności” te słowa widnieją na zewnętrznej obwolucie książki. Tylko cztery i aż cztery. Jakie niesamowite, jakie wymowne. „Z ciała i duszy”to doskonała, fascynująca powieść. Książka naszpikowana jest masą problemów. Czytając ją mamy wrażenie, że jest to niemożliwe, żeby wszystkie mogły dotyczyć jednej, pospolitej rodziny. W treści przewija się kwestia kleptomanii, na którą choruje Mary, kwestia przemocy w rodzinie, homoseksualizmu, transwestytyzmu, zakażenia wirusem HIV, rozwodów, śmierci najbliższych w rodzinie, a nawet kryzysu finansowego, który panował w latach 90-tych w Stanach Zjednoczonych. Sami widzicie, że czasu na nudę podczas czytania nie znajdziecie. Z każdą kolejna stroną będziecie zaskoczeni tym, co jeszcze autor jest w stanie wymyślić, żeby zaskoczyć czytelnika. Ponadto Michael Cunningham w niesamowity sposób rozkłada każdą z postaci na czynniki pierwsze. Mamy dokładnie ukazany portret psychologiczny każdego z członków rodziny Stassos. Czujemy jakbyśmy po kolei wkradali się w najciemniejsze zakątki umysłu kolejnych bohaterów i poznawali ich mroczne, skrzętnie ukrywane sekrety.

„Z ciała i z duszy” jest książką napisaną estetycznym językiem. Zawiera mnóstwo porównań, metafor. Podzielona jest na trzy główne działy. W każdym dziale mamy krótkie rozdziały, opatrzone datą, a dokładniej rokiem, w którym akurat toczy się akcja. Początkowo opisywana jest cała rodzina. Później każdy rozdział, to skrót tego co wydarzyło się w życiu dzieci państwa Stassos. 

Nie jest to powieść dla każdego. Na pewno nie dla tych, którzy oczekują, że będzie to książka lekka, łatwa i przyjemna, którą można przeczytać w jeden wieczór. O nie! Jest to książka, którą czytając powoli smakujemy i rozkoszujemy się jej treścią. Poznajemy powoli życie każdego z członków rodziny. Ich charaktery, osobowość, które kształtują się pod wpływem kolejnych wydarzeń . Ich wady i zalety.
Musimy przyzwyczaić się do ogromu emocji , które wręcz kipią i wylewają się z treści. Kiedy już to zrobimy, nie będziemy mogli oderwać się od lektury. Wtedy książka, która początkowo wyda się Wam nudna, stanie się bardzo emocjonującą lekturą.

Okładka: miękka
Ilość stron: 523
Wydawnictwo: Salamandra
Rok wydania: 2004
                                                         Moja ocena: 7,5/10


                                            Książka przeczytana w ramach wyzwań:
                                         „Czytamy i polecamy”, „Pierwsze słyszę”,
                                                „Czytamy powieści obyczajowe”
                                   




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...