czwartek, 30 stycznia 2014

48. Rina Frank "Każdy dom potrzebuje balkonu"


Rina Frank jest izraelską pisarką, urodzoną w Hajfie, największym mieście w północnym Izraelu.
 Jest najpopularniejszą pisarką izraelską swego pokolenia. „Każdy dom potrzebuje balkonu”, to jej literacki debiut, który stał się międzynarodowym bestsellerem. W Izraelu liczącym 7 mln. mieszkańców, sprzedano ponad 100 tyś. egzemplarzy.

Rodzina Franków przybyła z Rumunii do Izraela, a dokładnie do Wadi Salib, najbrudniejszej dzielnicy Hajfy. Ojciec Mosze pragnął, aby jego dzieci wychowywały się wśród Żydów, a nie antysemitów. Nie chciał, żeby doświadczały przykrości i dźwigały ciężar swojego pokolenia. Zamieszkali w trzypokojowym mieszkaniu u ciotki Lucyny, starszej siostry Moszego. Najpierw gnieździli się w ciemnej, dusznej kuchni, jednak po pewnym czasie otrzymali pokój z balkonem.

Balkon był witryną, gdzie wystawiało się własne życie, jak pościel, którą układało się na balustradzie, by ją przewietrzyć...Był naszą prywatną telewizją z programem na żywo oraz aktorami z krwi i kości. Można powiedzieć, że to u nas, na ulicy Stanton wymyślono reality show”

Rina-Rinouka „radość, królowa”, urodziła się w Izraelu, ku niezadowoleniu ojca, który nie chciał mieć kolejnej córki. Dorastała wraz z siostrą Józefiną, w otoczeniu licznej rodziny, w ubóstwie, gdzie o każdą rzecz musiała z nią toczyć spór. Myślę, że to spowodowało, że dziewczynka wyrosła na upartą, zawziętą kobietę, która zawsze dążyła do osiągnięcia wcześniej wymierzonego przez siebie celu. Rina od samego początku działała mi na nerwy. Już jako dziecko była wymagająca i kapryśna. Zazdrościła wszystkiego oprócz urody, siostrze, która była od niej bardziej inteligentna. Jako ta ładniejsza w rodzinie szczyciła się tym i wykorzystywała często ten atut w życiu codziennym. Uwodziła mężczyzn kpiąc z ich uczuć, a kiedy spotkała nareszcie tego jedynego, inżyniera z Barcelony, tak go omotała, że biedak zostawił narzeczoną, żeby się z nią związać. Połączenie kultury i zwyczajów Wschodu i Zachodu było mieszanką wybuchową. Niby oboje mający to samo pochodzenie, ale jednak miejsca, w których się wychowywali wpłynęły na odrębne ukształtowanie się ich potrzeb, przyzwyczajeń i priorytetów życiowych, co niestety z czasem bardziej ich dzieliło, niż łączyło.

„Każdy dom potrzebuje balkonu” jest powieścią napisaną w bardzo oryginalny sposób. Łączy przeszłość z przyszłością. Każdy rozdział podzielony jest na dwie części. W pierwszej części narratorem jest mała Rina, która opisała zwyczaje jakie panowały w tamtym czasach, a także przedstawiła miłosną historię rodziców. Druga część oddzielona za każdym razem „ * „ od pierwszej, stanowi zapis dorosłego życia pisarki. Tutaj narratorem już nie jest Rina. Narrator jest trzecioosobowy.

Sposób narracji jest nieco dziwny. Niby prosty, ale zawiera liczne niedomówienia, co bardzo mnie męczyło i utrudniało czytanie, a panujący w całości chaos wytrącał mnie z równowagi. Sama historia autorki może jest ciekawa, ale mnie jakoś nie zauroczyła. Gubiłam się lawirując pomiędzy kuzynem ciotki, a kuzynką szwagra. Natłok postaci, imion żydowskich przyprawiał mnie o ból głowy. W końcu już nie wiedziałam kto jest kim, dla kogo i starałam się jedynie skupić uwagę na Rinie i jej rodzinie. Nie umiałam się odnaleźć w całej tej historii życia państwa Franków, a jedyne co mnie urzekło w pierwszej części powieści to momenty, kiedy mała Rina opowiadała o zwyczajach, jakie panowały u nich w domu.  Każdy czwartek był dniem porządków i przygotowywania rosołu z kury ( obowiązkowo z kurzymi łapkami). Białe mięso z rosołu zostawiano na szabatowe dni, rozpoczynające się od zmierzchu w piątek i trwające do zmierzchu w sobotę. W czwartek obowiązkowo wszyscy musieli się wykąpać. Była to jedyna kąpiel w całym tygodniu. Najpierw myły się dzieci, później w tej samej wodzie matka. Następnie pani Frank prała w tej wodzie brudną odzież należącą do całej rodziny, a na końcu tą wodą myła podłogę w pokoju. Ciekawa byłam, kiedy i w jakiej wodzie  kąpał się  Mosze Frank, ale nigdzie nie dojrzałam informacji na ten temat.

O wiele bardziej przystępna była dla mnie współczesna część powieści, którą czytałam szybciej i z całkowitym zrozumieniem, ale mimo to bez entuzjazmu i zadowolenia. W podsumowaniu powiem tylko tyle, że jeszcze nigdy, żadnej książce nie postawiłam tak niskiej oceny, Nie wiem czy słabe zainteresowanie kulturą żydowską utrudniało mi zrozumienie i czerpanie radości z czytania tej powieści, czy może ogólnie panujący chaos, zagmatwanie i niespójność przyczyniły się do mojej niezbyt pozytywnej opinii.
Może ktoś z Was czytał tę książkę i podzieli się ze mną swoimi wrażeniami?

Okładka: miękka
Ilość stron: 235
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2009

                                                       Moja ocena 4/10

                                Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:

Trojka E-pik” , „Czytamy powieści obyczajowe”, „Z literką w tle”, „Rekord 2014” ,
Z półki 2014” , „W prezencie” , „Debiuty pisarskie”, „2014 rok z 52 książkami” ,
 „Pierwsze słyszę”

poniedziałek, 27 stycznia 2014

47. Ewelina Kłoda "W poszukiwaniu siebie"

"Ewelina Kłoda urodziła się u stóp Beskidów, w Bielsku-Białej. Jest pedagogiem z wykształcenia i pisarką z zamiłowania. Dotychczas nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazały się dwie powieści pani Eweliny: "Niezapominajki" oraz "W poszukiwaniu siebie". "
Pani Ewelina pisze  o sobie:
 "Swoje miejsce na ziemi odnalazłam w urokliwym, słynącym z malowniczych rozlewisk hrabstwie Norfolk. Kocham książki, fotografię, malarstwo i podróże." ( źródło LC )

„W poszukiwaniu siebie” jest kontynuacją „Niezapominajek”, które nie tak dawno miałam przyjemność przeczytać. Bardzo się cieszę, że pani Ewelina postanowiła napisać ciąg dalszy swojej powieści, a ja mogłam rozkoszować się kolejnymi przygodami Izabeli.
 Iza ma już 21 lat i jest studentką III roku resocjalizacji w Bielsku Białej. Ponadto pracuje jako kelnerka w „Kawiarni pod Jemiołą”, a w wolnych chwilach pisze pamiętnik i pierwszą swoją powieść, która jest „ucieczką w inny świat” . Mieszka na obrzeżach miasta w przytulnym domku, wraz z przyjacielem Arkiem i jego siostrą Moniką, rodzeństwem, które opuściło swój dom rodzinny, z powodu przebywającego w nim ojca alkoholika. Iza jest nadal w związku ze swoim chłopakiem ( imienia nie zdradzę, bo niektórzy może będą chcieli najpierw przeczytać  "Niezapominajki"). Jedyne co mogę zdradzić to fakt, że ukochany Izy jest zazdrośnikiem i wielkim bałaganiarzem, obrażającym się z byle powodu ( jak większość mężczyzn).
Utrzymuje kontakt ze swoim despotycznym, ale bardzo kochającym ją dziadkiem i intensywnie tęskni za zmarłą mamą. Pewnego dnia dziadek prosi Izę o pomoc. Chce, żeby zrobiła porządki na strychu. Dziewczyna niechętnie zabiera się do pracy. Podczas układania szpargałów odnajduje drewniane pudełeczko, a w nim cztery listy napisane przez jej mamę. Listy adresowane są do Jerrego. Izabela nie jest w stanie opanować się i odłożyć pudełko z powrotem na miejsce. Otwiera listy i czyta...

Te listy wywołały we mnie rozdarcie zbyt głębokie, by dało się je tak łatwo zaszyć”

Od tego momentu czar pryska i sielankowa atmosfera powieści zamienia się w pełną niespodzianek, trudnych chwil i wielu problemów lekturę. Akcja nabiera tempa i rozwija się, przynosząc nam
nieoczekiwany obrót wielu spraw.

„W poszukiwaniu siebie” jest książką, która ukazuje nam, że życie nie jest bajką, nie jest usłane różami. Nawet w sielankową atmosferę, gdzie zdawałoby się, że już nic złego nie może się zdarzyć, wkradają się problemy, które jak lawina postępują po sobie. Jakby ktoś popchnął jedną kostkę domina, a reszta konstrukcji uległaby zniszczeniu, tak życie Izy w jednej chwili zawaliło się i straciło w jej oczach sens.
Jednak nie tylko cała powieść toczy się wokół Izabeli. Są inni bohaterowie, którzy również skradli mi serce. Arek i Monika, rodzeństwo po przejściach, które wychowywało się u boku ojca alkoholika. Na ich przykładzie możemy dostrzec, że alkoholizm nie tylko niszczy życie osoby uzależnionej, ale również życie osób z nią powiązanych. Przekonujemy się o tym jak ciężko im odnaleźć się w grupie innych ludzi, uwierzyć w siebie, w swoje możliwości, oderwać się od patologii.

Powieść napisana jest lekkim, prostym, ale bardzo ujmującym językiem. Pięknie wydana, w ślicznej oprawie, z dziewczyną na pierwszym planie,  trzymającą w rękach niezapominajki ( domyślam się, że jest to Iza) . Postać kobieca według mnie symbolizuje niewinność, lekkość, młodość i piękno.
Książka wydana jest w formie dziennika, gdzie głównym narratorem, jest Iza, opisująca swoje codzienne zmagania życiowe, swoje przemyślenia, wątpliwości. Opisuje swoją tęsknotę za beztroskim dzieciństwem i obawę przed zderzeniem z brutalną rzeczywistością. Pisze jak ciężko jest wychowywać się w niepełnej rodzinie, o braku ojca, o tym ile dla niej znaczy przyjaźń i jak trudno jest ją utrzymać. Ilu trzeba starań, żeby ją pielęgnować. O sile kobiecości

Być kobietą nie oznacza wcale bycie słabą. W kobietach drzemie ogromna siła i potencjał”

i o tym jak cudowna może być miłość. O szczęściu które jest obok nas, na wyciągnięcie ręki, ale my go często nie dostrzegamy, błądząc jakby we mgle i szukając nie wiadomo czego. O akceptacji siebie

To nie uznanie innych jest miernikiem naszej wartości, lecz to jak kochamy i cenimy samych siebie”

i przebaczeniu...

Mogłabym tak jeszcze pisać i pisać, i przytaczać wiele cytatów z tej powieści, bo dużo z tych sentencji życiowych urzekło mnie, a wiele wręcz dotknęło. Poczułam, że dotyczą mnie samej, mojego wnętrza i moich problemów. Stanowią ripostę na wiele pytań, które czasami sama sobie zadaję, szukając odpowiedzi, które mnóstwo razy są tak oczywiste, a ja ich wcale nie dostrzegam. 

Podsumowując krótko. Zachęcam Was bardzo do zapoznania się z losami przesympatycznej Izabeli i jej przyjaciół a panią Ewelinę proszę o ciąg dalszy...

Okładka: miękka
Ilość stron: 511
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2013
 
                                                                   Moja ocena: 8/10


                                            Książka przeczytana w ramach wyzwań:

   „Polacy nie gęsi...”, Rekord 2014” , Z półki 2014” , W prezencie” , Grunt to okładka”
  „Czytamy i polecamy” , 2014 rok z 52 książkami” , Czytamy powieści obyczajowe”
                           „100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią”



czwartek, 23 stycznia 2014

46. Elizabeth Flock "Krzyk ciszy"


Isabel Murphy 35 letnia prezenterka telewizyjna, pracująca dla słynnej stacji ANN w Nowym Jorku, po raz pierwszy w życiu ma poprowadzić na żywo, wydanie specjalne wiadomości,
 w związku z tragicznym wypadkiem samochodowym Księżnej Diany. Kiedy nadchodzi moment wejścia na antenę Isabel traci opanowanie, milczy. Ma ogromny zamęt w umyśle, bezlik słów przemyka przez jej umysł. Największa medialna sensacja roku, a Isabel rujnuje w jednym momencie reputację całej sieci...
Po tym zajściu dziewczyna załamuje się. Zbyt ambitna, zawsze perfekcyjna pod każdym względem, nie potrafi znieść porażki i kolejny raz próbuje popełnić samobójstwo, połykając dużą ilość tabletek. W związku z tym zdarzeniem za namową prowadzącego ją lekarza, decyduje się na leczenie w klinice psychiatrycznej Three Breezes. Na miejscu zmienia zdanie, chce wrócić do domu, ale jest już za późno.
Isabel powoli, niezbyt chętnie przyzwyczaja się do codzienności panującej w szpitalu. Poznaje kolejnych pacjentów. Melanie cierpiącą na chorobę maniakalno-depresyjną, Bena schizofrenika, Keishę młodą dziewczynę zgwałconą przez kilku mężczyzn, będącą w dodatku świadkiem zabójstwa siostrzeńca, Lary wykorzystywaną w dzieciństwie przez ojca. Jednym słowem ludzi, którzy przeszli w życiu piekło, które pozostawiło trwały uszczerbek w ich psychice.

Narratorem w książce jest Isabel, a akcja toczy się dwutorowo. Na bieżąco byłam obserwatorem tego co działo się w klinice, w jaki sposób przebiegała terapia dziewczyny. Poznałam również dokładnie każdego z pacjentów, historie ich życia, problemy. Patrzyłam na nich okiem Isabel, która wyciągała wnioski z ich zachowania, wypowiedzi, gestów. Momentami kobieta wpadała w odrętwienie i rzucała się w wir wspomnień, a ja wtedy mogłam śledzić poszczególne okresy z jej życia. Fragmenty z dzieciństwa, to jak poznała swojego przyszłego męża, jak przebiegało jej życie w związku małżeńskim oraz jak rozwijała się jej kariera.
Powoli analizowałam wszystko i wiedziałam już co doprowadziło ją do obecnego stanu. Zazdrosny maż, brak akceptacji i zainteresowania ze strony własnego ojca, to tylko początek góry lodowej. Bardzo ubolewałam nad tym, że taka inteligentna, zdolna dziewczyna została zniszczona przez otaczającą ją rzeczywistość, przez najbliższe jej sercu osoby. Nie wytrzymała presji, ale też nie otrzymała pomocy od swoich najbliższych. Patrząc na Isabel z zewnątrz, na jej uśmiechniętą twarz wydawałoby się, że wszystko jest w porządku. Nikt nie usłyszał, a może nawet nie chciał usłyszeć jej wewnętrznego krzyku rozpaczy „niemego krzyku”, jej wołania o pomoc.
Podczas pobytu w szpitalu kibicowałam Isabel na każdym kroku terapii. Tak bardzo chciałam, żeby nauczyła się akceptować przede wszystkim siebie, żeby choć troszkę polubiła siebie, zadbała o swoje priorytety a nie tylko żyła po to, by przypodobać się innym. Chciałam, żeby nauczyła się mówić NIE, kiedy tego wymaga sytuacja, żeby umiała stawić czoło wielu codziennym problemom, a nie widziała w nich rozpacz i tragedię.

„Krzyk ciszy” jest drugą powieścią pani Flock, którą miałam przyjemność przeczytać. Podobnie jak
„Dogonić rozwiane marzenia” jest niesamowitą, poruszającą trudne tematy książką. Zmusza nas do przemyśleń, refleksji, zadumy nad własnym postępowaniem, nad tym czy i my czasami nie popełniamy takich błędów jak Isabel. Dla niektórych może być nawet ostrzeżeniem.
Jedyne co chciałabym dodać na koniec to szkoda, że ta historia nie ma dalszego ciągu, który ja z chęcią bym przeczytała...

Okładka: miękka
Ilość stron: 368
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2010

                                                            Moja ocena 9/10


                          

                                     Książka przeczytana w ramach wyzwań:

        „Z literą w tle”, Rekord 2014”, Z półki 2014”, W prezencie”, Trójka E-pik”
      „Czytamy i polecamy”, 2014 rok z 52 książkami”, Czytamy powieści obyczajowe”,
                  „100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią”

niedziela, 19 stycznia 2014

45. Anna Fryczkowska "Kobieta bez twarzy"


Życie nie zawsze okazuje się takim, jakbyśmy chcieli”

Hanna Cudny, to kobieta której życie nie oszczędza.
 Po samobójczej śmierci męża wpada w depresję. Nie potrafi normalnie funkcjonować, nie umie poradzić sobie z nadmiarem złych emocji, z poczuciem pustki, znalezieniem sensu życia. Ma ogromne wyrzuty sumienia , że poświęcała zbyt mało czasu mężowi, dawała z siebie mało miłości i akceptacji. Ani dzieci, ani mama, nawet praca redaktora w „Przyjaciółce” nie są w stanie jej pomóc otrząsnąć się ze złych przeżyć, wyciągnąć z marazmu. Ciągle krąży jej po głowie jedna myśl „Jak wymazać wspomnienia?” Dopiero iskierka nadziei rodzi się, gdy Hania wpada na pomysł przeprowadzenia się do Świątkowic, małej wioski, azylu z dzieciństwa, w której spędzała wraz ze swoim tatą wakacje, jedne z najpiękniejszych chwil w swoim życiu. Tutaj w miejscowej szkole ma podjąć pracę nauczycielki języka angielskiego, osiągnąć spokój i równowagę psychiczną. Wszystko ładnie brzmi, ale w rzeczywistości jest inaczej. Po przeprowadzce Hanka otrząsa się, zaczyna powoli normalnie funkcjonować, zapomina nagle o mężu nieboszczyku, staje się gwiazdą na prowincji, wśród wygłodniałych mężczyzn i …pakuje się w kolejne tarapaty, które mają swój początek w dniu, kiedy jej córka Michalina znajduje zwłoki kobiety w pobliskim stawie.

W „Kobiecie bez twarzy” mamy dwóch narratorów. Jednym jest Hanna, a drugim jej córka Miśka.
Raz poznajemy bieg wydarzeń z punktu widzenia matki, żeby za moment dowiedzieć się co na ten sam temat myśli córka. Dojrzałość Michaliny zadziwiła mnie, wszak dziewczynka ma zaledwie 11 lat. Jej analiza sytuacji, spojrzenie na świat, przemyślenia są niesamowite. To tylko Hance cały czas się wydaje, że jej córeczka to jeszcze mała, niczego nie świadoma dziewczynka. Mniej optymistyczną postacią jest 13-letni Maks, syn bohaterki. Zamknięty w swojej skorupie, małomówny, trudny nastolatek, który po przyjeździe na wieś zamieszkał w stodole zamiast w domu. Tam uwił sobie swoje gniazdko i odseparował się od wszystkich. Chodził ciągle naburmuszony i zły na mamę, że musiał pożegnać się z Warszawą, a co za tym idzie wygodnym życiem. W dzień najczęściej błąkał się po polach szukając zasięgu do swojej komórki, lub skakał po domu z laptopem próbując uchwycić łącze z internetem.

„Kobieta bez twarzy” nie jest typowym kryminałem. W mojej ocenie jest to bardzo dobra powieść obyczajowa, z wspaniale nakreślonymi postaciami, którym autorka poświęca mnóstwo uwagi.
W niesamowity sposób mamy również przedstawioną charakterystykę ludzi zamieszkujących zaścianek. Niby mili, chętni do pomocy, gościnni, a tak naprawdę wilkiem patrzą na sąsiada i gdyby mogli to by ukatrupili każdego , kto im kiedyś na odcisk nadepnął. Przepełnieni plotkami, oszczerstwami, i brakiem samokrytyki. Nic dodać nic ująć. Do tego autorka dołącza wątek kryminalny, w którym bierze udział pół wsi. Niby nikt nic nie wie, a później się okazuje, że każdy jest w coś uwikłany i wplątany.

Autorka w książce posługuje się prostym językiem z licznymi nietuzinkowymi porównaniami:

Wiadro jest ciężkie, jak sumienie księdza pedofila”

i tekstami z oryginalnym poczuciem humoru:
Często, gdy podgrzewała kotlety, patrzyła na jego okrągłą głowę z łysym plackiem na
czubku, zastanawiając się, co by się stało, gdyby go po prostu trzasnęła w tę łysinę patelnią.
Na pewno odczułaby wielką ulgę, a potem miałaby dużo sprzątania”

Jedynie do czego się mogę doczepić to dwie małe pomyłki w tekście. Nie wiem jaka to będzie
strona w przypadku wersji papierowej,bo czytałam e-book.
Na 105 stronie
„Październik był naprawdę bardzo ciepły tego roku...”

po czym na stronie 123 czytamy
„Wrzesień już się prawie skończył i ranki stały się naprawdę chłodne”
Hmm...wrzesień przecież jest przed październikiem, a nie po...

Następnie na stronie 150 mam pomyłkę imion bohaterów z rodziny Maliwów.
Powinno być Tomek, a jest napisane Paweł.

Wiem czepiam się, ale odkąd prowadzę blog zaczęłam bardziej uważnie czytać i wyłapuję takie chochliki w tekście.
To tylko tyle odnośnie negatywów. Ogólnie uważam że autorce należą się wielkie brawa za tak pomysłową, wielowątkową powieść, poruszającą ogrom problemów, z którymi borykają się ludzie we współczesnym świecie. Depresja, zawiść, zazdrość, zbyt mała ilość czasu poświęcanego dzieciom, pedofilia, samotność... brutalna rzeczywistość, w której niestety obracamy się na co dzień.

Okładka: miękka
Ilość stron: 416
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011

                                                            Moja ocena: 8/10

                              Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
                                              „Pod hasłem”,
                                              „Z literką w tle”,
                                              „Z półki 2014”,
                                              „Rekord 2014”,
                                              „W prezencie”,
                                              „Polacy nie gęsi...”,
                                              „Pierwsze słyszę”
                                             „Czytamy i polecamy”,
                                             "Historia z trupem"
                                             „Kryminalne wyzwanie”
                                             „2014 rok z 52 książkami” ,
                                             „Czytamy powieści obyczajowe”
                                              
                                       
                              
                                        


                  

poniedziałek, 13 stycznia 2014

44. Sebastian Fitzek "Klinika"


Na szczycie wzgórza  porośniętego zielenią, na obrzeżach Berlina, znajdowała się stara opuszczona willa. Kiedyś budynek ten był oficerskim kasynem dla żołnierzy amerykańskich stacjonujących na tych terenach. W latach 90-tych psychiatra, profesor RaBfeld zakupił ów budynek, wyremontował i otworzył w nim klinikę Teufelsberg, w której leczono zaburzenia psychosomatyczne. Miejsce, w którym rozegrała się cała akcja książki.

W okolicach Berlina giną młode kobiety, które w niedługim czasie zostają odnalezione. Nie noszą żadnych oznak torturowania fizycznego, jednak nie można nawiązać z nimi kontaktu.
Są przytomne, rozumieją co się do nich mówi, ale same nie mogą odpowiedzieć na zadawane pytania. Jedyną dziwną wskazówką są karteczki, które trzymają w dłoniach, z zapisaną na nich
treścią zagadki, za każdym razem inną. Zagadki są niebanalne, które rzeczywiście trudno jest rozszyfrować ( mnie się nie udało) .
Wyrzuć mnie, jeśli mnie potrzebujesz. Wróć po mnie, jeśli nie jestem ci już potrzebny”

Łamacz, tak nazwano psychopatę, który wprowadził owe kobiety w stan zawieszenia między
jawą a snem, życiem a nadchodzącą śmiercią...

W klinice Teufelsberg panuje senna atmosfera, powolnym krokiem zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Oprócz dyżurującego personelu w szpitalu znajduje się troje pacjentów. Caspar, mężczyzna przebywający w klinice od kilku dni, cierpiący na amnezję wsteczną. Został znaleziony w okolicy przez profesora RaBfelda. Greta, urocza staruszka, ekspert od rozwiązywania zagadek, zapadająca co roku, w okresie świątecznym na depresję, oraz Linus, zdziwaczały muzyk, posługujący się dziecinnym językiem. Spokojną wigilijną atmosferę przerYwa wypadek karetki pogotowia, który ma miejsce w pobliżu szpitala. W karetce oprócz kierowcy znajduje się Jonathan Bruck, , który z niewiadomych przyczyn wbja sobie nóż w szyję. To powoduje przerażenie i utratę kontroli kierowcy nad pojazdem i doprowadza do wypadku...

Od tego momentu akcja nabrała tempa, a ja zaczęłam tracić kontrolę nad tym, co czytałam. Zaczęłam powoli się gubić, aż w końcu zupełnie zgłupiałam. Często zadawałam sobie pytanie „o co tutaj chodzi?” Denerwowałam się, że gubię wątki, i muszę powracać do poprzednich stron, żeby jeszcze raz wszystko przeanalizować. Denerwowały mnie sceny przemocy i to, że w kółko ktoś kogoś gonił, przeciągał, wkładał do windy, wyciągał itp. Nie chcę zbyt dużo opisywać, żeby nie ujawnić wszystkich faktów, bo Ci co pragną tę książkę przeczytać zostaliby pozbawieni przyjemności.
Jednak z drugiej strony nie umiem tego wyjaśnić, ale pomimo chwilowych zawahań i niechęci, treść książki zawładnęła mną, zahipnotyzowała mnie i zmuszała do dalszego czytania. Ciekawość mnie zżerała, tak bardzo chciałam dowiedzieć się kto jest owym Łamaczem i kto będzie kolejną jego ofiarą? W pewnym momencie stwierdziłam, że wszyscy są podejrzani i każdy z bohaterów może być mordercą. Tak autor namieszał w mojej głowie! Tak wspaniale skonstruował intrygę, powiązał wszystkie wątki ze sobą, że jestem pełna podziwu. Ależ czy nie o to chodzi w dobrze napisanym thrillerze? Czy nie tego właśnie oczekujemy sięgając po rekomendowaną lekturę! Ma nas , intrygować, zadziwiać i doprowadzić do odrobiny strachu.
Na szczęście ja podczas czytania nie bałam się, chociaż niektóre fragmenty mogą wywołać lekki dreszczyk i gęsią skórkę.

Akcja książki toczy się wielotorowo, co wzmaga naszą czujność i koncentrację. Oprócz wątku obejmującego wydarzenia toczące się w klinice, które poznajemy z punktu widzenia cierpiącego na amnezję Caspara, przeskakujemy do licznych jego wspomnień. Świadczą one o tym, że mężczyzna powoli odzyskuje pamięć. W dodatku autor tak skonstruował książkę, że stanowi ona zapiski akt pacjenta, którym jest Caspar. Owe akta dostaje do przeczytania dwójka studentów, biorąca udział w odpłatnym eksperymencie. Czytają je jednym tchem, ale po co? W jakim celu przeprowadzany jest ten eksperyment ?

Jak widzicie same niedomówienia, ciąg zagadek i ciągłe znaki ??? przed oczami. To wszystko zafundował nam Fitzek w swoim naprawdę nietuzinkowym thrillerze psychologicznym. Mam tylko nadzieję, że pozostałe dzieła tegoż autora są napisane na równie wysokim poziomie.


Okładka: miękka
Ilość stron: 285
Wydawnictwo: G+J Gruner & Jahr
Rok wydania: 2009

                                                               Moja ocena: 7/10


Książkę przeczytałam ramach wyzwań: „Z literką w tle”, „Trójka E-pik”
Z półki 2014”, „Rekord 2014” , „W prezencie” , "2014 rok z 52 książkami" 
 "Historia z trupem" oraz „Czytamy i polecamy”



sobota, 4 stycznia 2014

43. Sarah Dunant "Święte serca"


Książka ta dedykowana jest wszystkim tym kobietom oraz zastępom innych, które przyszły przed nimi i po nich”

Północne Włochy, Ferrara, 1570 rok. Do klasztoru Świętej Katarzyny przybywa 16 letnia Isabetta. Na życzenie rodziców musi się rozstać z ukochanym mężczyzną i zasilić szeregi klasztoru, przyjmując nowe imię, Serafina. W tamtych latach koszt posagu jaki panna młoda musiała wnieść do małżeństwa był niesamowicie wysoki. Niestety Isabetta miała siostrę, którą przygotowywano do zamążpójścia. Przez to jej posag był na tyle mały, że wystarczyło go jedynie na to, żeby udać się do klasztoru.
Około 50 % szlachcianek w XVI wieku trafiało z tego powodu do różnego rodzaju klasztorów. Większość z nich oczywiście nie z własnej woli. Z drugiej strony klasztory właśnie utrzymywały się z tych niewielkich posagów, jakie dostarczały nowicjuszki.

Zadziwiające było życie w klasztorze. W zależności od wysokości wniesionego posagu,
dostawało się odpowiednie miejsce na krużgankach. Biedniejsze siostry mieszkały w pobliżu
kuchni, piekarni, pralni wraz z zakonnicami z niższymi ślubami (konwerskami), zatrudnionymi
w klasztorze do prostych posług. Bogatsze otrzymywały lokum na piętrze z większymi wygodami.
Czytając o wszelkiego rodzaju zasadach, regułach panujących w klasztorze, oczy przecierałam ze
zdumienia. Przerażał mnie fakt popisywania się przez niektóre siostry bólem. Obnosiły się z nim,
opowiadały każdemu, kto chciał słuchać, jak bardzo cierpią. Zadziwiająca była też reguła pokuty,
którą siostry musiały ponosić za swoje "nieposłuszeństwo".
Jadły resztki pokarmu posypane dużą ilością piołunu, po czym kładły się twarzą do podłogi
w wyjściu z sali jadalnej. Wychodzące siostry musiały je omijać, jednak te bardziej złośliwe
specjalnie nadeptywały pokutującą. Uwierzcie, zawsze się takie znalazły!

Nowicjuszka Serafina nie chciała przystosować się do życia klasztornego. Rozpaczała, krzyczała,
wręcz wyła w nocy. Z pomocą przyszła do niej siostra Zuana, infirmerka inaczej lekarka ,
zajmująca się od 16 lat uprawą ziół w przyklasztornym ogródku, wykonywaniem z nich naparów,
maści, a także leczeniem zakonnic. Wiedzę swą posiadała z książek odziedziczonych po ojcu
lekarzu, oraz z praktyki, którą zdążyła nabyć od niego, przed jego śmiercią. Zuana była miłą,
słodką, a zarazem zgorzkniałą kobietą. Do klasztoru trafiła również z przymusu. Po śmierci ojca
jedynym jej posagiem były książki odziedziczone po tacie. Między Serafiną a Zuaną nawiązała się
nić przyjaźni, która została wystawiona w pewnym momencie na próbę...

Autorka operuje w książce trudnym, ale zarazem pięknym językiem, tak rzadko spotykanym
we współczesnych powieściach. Wszelkie wyrazy pochodzące z łaciny są tłumaczone, co
bardzo ułatwiło mi zrozumienie treści. Czytając, już po kilku pierwszych stronach książki
wniknęłam w mroczny, uduchowiony, a zarazem bardzo realistycznie przedstawiony klimat
klasztoru. Zimne mury, zamknięta szczelnie brama, niesamowicie długie krużganki, po których
jak cienie przesuwały się zakonnice. Każda mająca w sercu swoje intencje, swoje pragnienia.
Jedne pochłonięte chęcią wybicia się i pokazania swoich umiejętności wokalnych lub
artystycznych, inne zagłębione całkowicie w modlitwie i oczekiwaniu na jakikolwiek znak
pochodzący od Boga. Autorka w bardzo szczegółowy sposób opisuje kolejne mniszki.
Poznajemy ich wygląd, charakter, czyny, myśli, a także emocje, które nimi targają.
Mimo, że pisarka w epilogu wspomina, iż wszystkie postacie są wymyślone, a jedynie historia na
której została oparta powieść jest prawdziwa,to miałam wrażenie, że jednak są one nie tylko
wybujała fantazją.

Momentami ciężko miałam przebrnąć przez niektóre fragmenty, szczególnie te dotyczące
niesprawiedliwości, niemożności wykazania swojej niewinności przez mniszki, które
całkowicie musiały podporządkować się opatce Chiarze, nie uznającej arbitrażu, obnoszącej
się z krucyfiksem wyłożonym drogimi kamieniami.
Mimo trudnej tematyki i małych mankamentów polecam tę bardzo poruszającą pozycję,
zmuszającą do refleksji, napisaną oryginalnym, ciekawym językiem z ogromnie
interesującym tłem historycznym, które jak się okazuje było początkiem wielkich reform
klasztorów żeńskich przeprowadzonych pod koniec XVI wieku.
Reform, które bardzo ograniczyły swobodę mniszek i odcięły im dostęp do wszelkich dóbr, takich
jak książki,instrumenty muzyczne, a nawet meble.


Przeczytałam tę książkę w wersji e-booka (pdf), który otrzymałam od życzliwej duszyczki.
Dziękuję! Był to pierwszy przeczytany przeze mnie e-book, ale na pewno nie ostatni !!

Wersja papierowa
Okładka: miękka
Ilość stron: 464
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011

                                                 Moja ocena : 7/10


Książka przeczytana w ramach wyzwań: „Z literą w tle- miesiąc grudzień zaległa recenzja”
„Czytamy powieści obyczajowe”, „Rekord 2014”, „W prezencie”, „Z półki 2014”,
   „Pierwsze słyszę”, "Historia z trupem" oraz „Czytamy i polecamy”
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...