3 marca 1966 rok, Bonn. Na świat
przychodzi dziewczynka, Isabell. Śliczna, mała brunetka jest córką państwa Zachert, którzy są już
rodzicami 3-letniego Christiana i będą jeszcze dwa lata później cieszyć się z narodzin kolejnego
syna Matthiasa. Isabell jest zwyczajną , pełna
życia, wszechstronnie utalentowaną dziewczynką, rozwijającą swoje
talenty zarówno sportowe, tenis ziemny, pływanie, jaki i muzyczne,
gra na flecie i fortepianie. Życie w tej rodzinie, w której
członkowie obdarzają się wzajemna miłością i szacunkiem, toczy
się wokół spraw związanych z pracą i szkołą. Pewnie podobnie
jak w większości naszych rodzin. Nikt nie zdaje sobie sprawy z
nadciągającej tragedii.
W listopadzie 1981 r. po kilku dniach złego
samopoczucia podwyższonej gorączki i narastającej duszności
rodzice decydują się zawieźć Isabell do lekarza. Prześwietlenie
płuc ukazuje wodę, która się w nich zgromadziła. Szybka punkcja przynosi ulgę dziewczynce. Niestety
diagnoza, którą słyszą jej rodzice załamuje ich psychicznie. Rozpoznanie: nowotwór złośliwy,
mięsak w końcowym stadium rozwoju, umiejscowiony w okolicy płuc.
Diagnoza okrutna, realnie oceniając sytuację Isabell zostało w
najlepszym przypadku kilka miesięcy życia i to tylko, gdy podda się
silnej chemioterapii. Szok, rozpacz, pytanie, które zadałby
każdy z nas. Dlaczego nasza córka, czemu akurat na nią spadło to
nieszczęście? Co teraz będzie? Jak powiedzieć ukochanemu dziecku,
że za parę miesięcy może nie być jej już na tym świecie?
Nie można Isabell do końca uświadomić,
bo załamie się i nie podejmie walki z rakiem. Straci nadzieję, a
to głównie ona może pomóc w walce z tą okrutną chorobą.
„Spotkamy się kiedyś w moim raju”
to książka oparta na prawdziwych wydarzeniach. Autorką jest mama
Isabell, Christina. Po dziesięciu latach od śmierci córki
postanawia przelać swój ból, ogromny żal na papier, myśląc że
w ten sposób otrząśnie się z traumy i zaczerpnie siłę do
dalszego życia. Z niebywałymi szczegółami opisuje
nam wszystkie ważniejsze wydarzenia, które miały miejscew okresie walki Isabell z chorobą.
Między swoje wspomnienia wplata listy, które stanowiły
korespondencję między córką i jej przyjaciółmi, lub członkami
rodziny. Końcowa część książki to zapiski z dziennika Isabell,
który prowadziła przez ostatni miesiąc swojego życia. Zapiski,
które były swego rodzaju podziękowaniem za oddaną jej pomoc i
wsparcie psychiczne podczas choroby oraz pożegnaniem z otaczającym
ją światem i bliskimi jej osobami.
17 listopada 1982 roku Isabell odchodzi z tego świata...
Na zdjęciu Isabell,
i jej mama
Ostatnio dość często trafiam na
książki poruszające problemy choroby lub śmierci. Po ogromnie smutnej powieści „Tańcząc na
rozbitym szkle” powiedziałam sobie dość. Koniec! Muszę odetchnąć od tego rodzaju powieści
wywołujących u mnie tak ogromna falę wzruszenia. Jednakże moja koleżanka pożyczyła
mi kilka książek, a wśród nich powyższą pozycję. Początkowo myślałam, że jej nie przeczytam,
ale cóż odpowiedziałabym Kasi, gdyby chciała podyskutować na temat fabuły tej powieści.
Dlatego troszkę z przymusu, ze smutną miną, ponieważ
przewidywałam o czym będzie treść książki, zabrałam się za
czytanie.
Czy żałuję? Otóż nie!
Owszem płakałam, szczególnie podczas
czytania zakończenia. Jednak z drugiej strony książka znowu
zmusiła mnie do refleksji nad moim życiem i tym jaka jestem na co
dzień. Czytając byłam pełna podziwu dla
Isabell. Och jaką ona miała wolę życia. Mimo postępującej choroby próbowała cały czas
normalnie funkcjonować. Między poszczególnymi etapami chemioterapii, podczas których
musiała przebywać w szpitalu, prowadziła normalny tryb życia. Została mamą chrzestną, odwiedzała
dalszą rodzinę i znajomych, chodziła z mamą na lody, zakupy. Poznała nawet chłopaka, który stał
się jej bardzo bliski. Te momenty dawały jej radość.
Wzrastała duma w jej sercu, że udało się jej kolejny raz
przezwyciężyć podły, depresyjny nastrój, że znowu choć na
moment to ona jest górą, a nie jej choroba. Te prozaicznie proste
wydarzenia, dla nas banalne, a nawet niekiedy bardzo nas drażniące,
wywoływały uśmiech na jej ustach.
„Niewiele trzeba, by być wesołym,
ten, kto wesoły, królem jest”
Wiele zrozumiałam po przeczytaniu tej
książki. Przede wszystkim, że muszę wiele razy swoje fochy i dąsy
schować głęboko do kieszeni i postarać się, żeby na mojej
twarzy często gościł uśmiech. Muszę, a raczej chcę cieszyć się
tym co mam:
ZDROWIEM i ŻYCIEM,
bo w najmniej oczekiwanym momencie mogę je
bezpowrotnie stracić...
Oprawa: twarda
Ilość stron:189
Wydawnictwo:Świat Książki
Rok wydania: 1996
Moja ocena: 8/10
, "Czytaj-to się opłaca" , "Pierwsze słyszę",
"Od A do Z" , " Czytamy i polecamy"
oraz "Z półki 2013"
Czytałam tę książkę, jak byłam nastolatką, moja siostra ma nawet takie wydanie. Już wtedy mną wstrząsnęła, a co dopiero mówić, gdybym ją przeczytała teraz, kiedy na pewno bardziej świadomie podchodzę do życia...
OdpowiedzUsuńto samo wlasnie chcialam napisac...
UsuńSłyszałam o książce. Chciałabym przeczytać. Za dużo jest książek do czytania ;)
OdpowiedzUsuń
UsuńOj tak stanowczo za dużo!! A w dodatku co miesiąc pojawia się mnóstwo rewelacyjnych nowości:)
Świetna recenzja. Domyślam się, że książka musi być poruszająca. Jednak temat zupełnie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń
UsuńDziękuję bardzo:) Ogromnie poruszająca, szczególnie z tego powodu, że to dziecko dotknęła taka tragedia...
Ochh czytałam Twoją recenzję i już mi łzy do oczu napływały, chciałabym przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuń
UsuńJa Aguniu nie zamierzałam, bo mam na chwile obecną ochotę na coś lżejszego ( a widzę, że następna książka, którą zaczęłam czytać jest również trudna w odbiorze), ale teraz się cieszę, że tak wyszło a nie inaczej i zapoznałam się z treścią tej książki:)))
Prawdziwa do bólu książka... Nie każdy czas jest dobry na jej czytanie. Ja na razie odpuszczę, ale za jakiś niewykluczone, że po nią sięgnę...
OdpowiedzUsuńLubię takie bolesne historie! Czasem trzeba się na moment zatrzymać i przeczytać coś prawdziwego! Poszukam "Spotkamy się kiedyś w moim raju" w bibliotece :)
OdpowiedzUsuń
UsuńMasz rację. Zatrzymać się , przeczytać i przemyśleć wiele spraw. Wyciągnąć wnioski ze swojego postępowania, być może niekiedy zmienić je na lepsze...
Książkę przeczytałam stosunkowo niedawno. Nie była to łatwa lektura ale bardzo wartościowa. Ja odbierałam ją bardzo osobiście, gdyż problem choroby nowotworowej niestety jest obecny w mojej rodzinie.
OdpowiedzUsuń
UsuńTak, widziałam Aguś na LC, że ją czytałaś. Niestety problem choroby nowotworowej w obecnych czasach dotyka bardzo wiele rodzin.
Fantastyczne a ta dziewczyna na okładce taka piękna... Wyciskacz łez z prawdziwą historią w tle.
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej książce. Najłatwiejsza raczej nie jest, ale i tak chętnie bym ją przeczytała.
OdpowiedzUsuńZdaje się być pozycją wpasowaną w mój gust.
OdpowiedzUsuńNie mogę czytać takich książek.
OdpowiedzUsuńTakie książki z przesłaniem i zmuszające do refleksji nie należą do łatwych lektur, aczkolwiek są bardzo wartościowe i pouczające. Czuję się zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę:)
UsuńCoś takiego może spotkać każdego z nas, niestety. Smutna książka, jednak z chęcią bym ją przeczytała. Na pewno potrafi wstrząsnac.
OdpowiedzUsuńUnikam takich książek, nie jestem w stanie się po nich pozbierać przez długi czas.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się do tchórzostwa: zwykle unikam tego rodzaju książek.
OdpowiedzUsuńJa znów odmówię. Nie na moje nerwy! Podziwiam Cię, że dajesz radę czytać takie książki w takich ilościach. Ja kiedyś śledziłam bloga dziewczyny chorej na raka i płakałam przy każdym poście. Ale końcowa Twoja refleksja jest jak najbardziej trafna: cieszmy się tym, co mamy!
OdpowiedzUsuń
UsuńTak smutna bardzo jest tematyka tych książek.
A ja znowu nie dałabym rady czytać non stop kryminałów tak jak Ty, Paulinko. Lubię sobie czytać na zmianę. Raz kryminał, raz obyczajówkę itp.
Lubię tego typu książki, ale jeśli nie są oparte na prawdziwych wydarzeniach. Inaczej strasznie mnie dobijają... :)
OdpowiedzUsuńTrudno odmówić tej książce i przy okazji przypomniałaś mi o innej pozycji, którą chciałam przeczytać - "Moje życie jest cudem" Igi Hedwig, chorej na mukowiscydozę. Muszę kiedyś obie przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie słyszałam o tym tytule. Zanotuję go sobie i na pewno poszukam tę książkę w bibliotece:)
UsuńWitaj!!!:) No rzeczywiście ostatnio bardzo poważne i trudne książki czytasz. Do tej jednak bardzo mnie przekonałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię ciepło i miłego weekendu życzę:)
P.S. Jeśli znajdziesz czas i ochotę, to proszę wspomóż mnie i zostaw komentarz pod postem http://miqaisonfire.wordpress.com/2013/05/24/332-konkurs-fabryki-slow-zgadnij-co-to-za-okladka-3/
OdpowiedzUsuń
UsuńJuż wsparłam. Nie byłam obecna trzy dni, dlatego mam takie zaległości:)
To musi być niełatwa książka...
OdpowiedzUsuńWspaniała recenzja :) Książce niestety nie dałaby rady emocjonalnie. Słusznie zauważyłaś, że trzeba się cieszyć tym, co mamy :)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) Tak książka jest niełatwa, jak to napisała wyżej AnnRK.
Koniecznie muszę przeczytać. Temat trudny, ale ważny, więc myślę, że warto. P:ozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo się wzruszyłam czytając recenzję... Nie stronię od takich książek, będę ją mieć na pewno na uwadze:)
OdpowiedzUsuńJa tę książkę czytałam jak byłam w szkole średniej. Czytałam ją cały dzień i noc. Coś pięknego uwielbiam ksiażki i filmy na faktach. Jak ta dziewczynka zegnała sie ze światem łzy mi leciały tak bym żegnała własne dziecko. Naprawde polecam tą książkę
OdpowiedzUsuń